poniedziałek, 29 maja 2017

Zian - Damned If I Do Ya, Damned If I Don't cz. 4

W końcu, po 2,5 roku, wracam z ostatnią częścią tego fica.
Powodem, dla którego tak długo mnie nie było jest absolutny brak weny i czasu.
Jako, że nagle wena na mnie spłynęła, jak również nie mam już chłopaka i przyjaciół (takie tam) zmieniłam wreszcie tę chujową scenę i oto, drodzy państwo, końcóweczka.
Hopefully niedługo spłodzę nowe opko (faza na The Rasmus robi swoje) zatem może nareszcie będę aktywna na blogu.
Nawet jeśli moi starzy czytelnicy o mnie zapomnieli.
Anyway, bierzcie i czytajcie z tego wszyscy.

~*~

 W tym momencie chłopcy usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi i zdziwiony okrzyk Stewarta.  Szybko się od siebie oderwali i spojrzeli przerażeni w stronę wejścia.  Blondyn chciał się wycofać, lecz powstrzymał go głośny krzyk Dawsona.  Chłopak posłusznie wrócił do pokoju i zamknął drzwi na klucz.

- Powiedz o tym komukolwiek, a obiecuję ci, że ci urwę jaja, zrobię z nich potrawkę i wepchnę ci do gardła - wysyczał groźnie Rian, w ciągu chwili doskakując do Lawyera i przygniatając go do ściany.  Sekundę później zaczął się szaleńczo śmiać i puścił zaskoczonego Stewarta.  Zaraz jednak opanował się i powiedział stanowczym tonem:

- Piśniesz choćby słówko, a sprzedam wszystkim, że się tym podnieciłeś.

- Przysięgam, że się nie odezwę, ale błagam, zachowaj to dla siebie.  Jeśli się dowiedzą, że jestem gejem, to nie będę miał życia.

- Skoro ja mogłem być klasowym pedałem, to ty w sumie też możesz.

- Proszę cię, Rian, nie rób tego.

- Nie zrobi - nagle wtrącił Zack - Nie zrobi, bo jesteś naszym ziomkiem, Stewart.  Jak tak teraz na ciebie patrzę, to nie wydajesz się być aż takim podłym chujem.  To co, panowie, rozejm?

Stewart i Rian popatrzyli na siebie przez chwilę, po czym uścisnęli dłonie.

- Rozejm - oznajmił Dawson.

- Skoro tak, to chyba wracamy na imprezę - powiedział Merrick.

- Oczywiście.  Jestem naczelnym ochlapusem w tej szkole, nie może mnie tam nie być!

~*~

- Na samym końcu pragnąłbym zaprosić na podium Riana Dawsona, który zdał egzaminy końcowe bezbłędnie, jako jedny z kilkorga uczniów w całym Baltimore oraz jedyny w naszej szkole.

Wśród osób zgromadzonych na uroczystości rozdania dyplomów rozległy się brawa, gwizdy i wrzaski zachwytu. 
Szatyn wszedł nieśmiało na podium i stanął przed dyrektorem, który trzymał w dłoniach najlepszą rzecz, jaka się Rianowi dotychczas przytrafiła.

Po ceremonii pozostała czwórka chłopaków gratulowała mu sukcesu.

- Stary, z takimi wynikami to cię nawet na Harvard przyjmą - powiedział podekscytowany Alex.

- Ale wiecie, że ja się wybieram tam gdzie Zack, czyli na Princeton?

- Jasne.  Idę o zakład, że będziesz tam najlepszym studentem.

- Nie osiągnąłbym tego, gdyby nie ten nolife - Rian przyciągnął do siebie bruneta i pocałował.

- Serdeczne gratulacje, synku! - za ich plecami rozbrzmiał nagle głos pana Dawsona.  Szatyn kontynuował pocałunek, nie zważając na obecność rodziców. Po chwili jednak przerwał i popatrzył na nich, zadowolony.

- Nigdy w życiu nie sądziłam, że z kompletnego idioty staniesz się geniuszem.  I to jeszcze przez chłopaka.  To takie urocze - zaszczebiotała Marion.
Wszyscy się roześmiali.

- Wie pani, seks jest lekarstwem na wszystko, nawet na tępotę - rzucił Jack, nie zastanawiając się nad tym, do kogo kieruje te słowa.  Rian spojrzał na niego wzrokiem mówiącym: "Jeszcze słowo, a nie żyjesz".

- Też tak sądzę - zaśmiał się ojciec Riana. Ten popatrzył na niego jak na idiotę.

- Harry, przestań, nie widzisz, że się dziecko się krępuje? - zaprotestowała jego żona.

- Ale całować się z chłopakiem przy rodzicach...

- Harry! Zostawmy może absolwentów samych, niech się trochę pocieszą z końca szkoły.  Synuś, tylko wróć jutro przed szóstą, bo ciotka Maddie przychodzi - powiedziała jeszcze Marion, zanim odeszła z mężem.

- To co, Stewart? - odezwał się Zack - U ciebie na chacie, nie?

- Starych nie ma, alkohol jest, można się bawić!

- Klucze masz w każdych drzwiach? - zapytał Rian.
Blondyn się roześmiał.

- Nie martw się.  Włączę Silencera to wrzaski się zleją.

- Palant - mruknął szatyn, uderzając chłopaka w tył głowy.

- Ale i tak się wszyscy kochamy, prawda, panowie? - roześmiał się Alex, a pozostali mu zawtórowali.

~*~

Jeśli są jakieś błędy albo powtórzenia to serdecznie przepraszam, ale przepisywałam to (taaak, ja wciąż piszę opowiadania ręcznie) o pierwszej w nocy, pod wpływem alkoholu, jak również śmiertelnie przerażona bo burza (tu w Anglii to jest rzadkie zjawisko, dlatego bardziej mnie to straszy).
W każdym bądź razie, po długich 904 dniach dokończyłam to opowiadanie.  Mam nadzieję, że się komuś ta końcówka spodoba.
Do następnego, meine Liebe Leute :)