~*~
- Możecie być przez chwilę cicho, do jasnej cholery?! - wrzasnął nauczyciel
angielskiego, pan Smith. Klasa, zdziwiona jego nagłym wybuchem, umilkła.
- Muszę was powiadomić, że klasa trzecia wpadła na pomysł, żeby zorganizować wycieczkę do Wielkiej Brytanii. Koniecznie chcą pojechać z wami. Prosili mnie, żebym omówił to z czwartoklasistami i jeżeli się zgodzicie, żebym poszukał odpowiedniej oferty. Przejrzałem już parę propozycji biur podróży i hipotetycznie obliczyłem, że musi pojechać przynajmniej połowa z was. Więc, jaka jest wstępna decyzja waszej części?
Uczniowie przez chwilę szeptali między sobą, po czym odezwała się jedna z dziewczyn:
- No jak tak ich słucham, to my wstępnie jesteśmy na tak.
- Świetnie - ucieszył się Smith. - Zatem powiadomię tamtych i rozejrzę się za czymś ciekawym.
- No jasne, że jadę! - wykrzyknął Alex. - Przecież to jest mój rodzinny
kraj, to logiczne, że wpłacam.
- Skoro wy jedziecie, to ja też - powiedział Rian. - I ta nasza Nieświęta Trójca, Gaskarth, Barakat i Dawson, zrobi epicki wjazd na chatę Angolom. Będzie zajebiście!
- Tylko się nie schlej jak rok temu - odezwał się Jack. - Pamiętasz przecież, jak wmawialiśmy Hester, że zatrułeś się kolacją. A Smith nie jest taki głupi i nie uwierzyłby w to.
- Jakbyś nie zauważył, to Smith sam przyniósł alkohol na Bal Bożonarodzeniowy. I mogę się wręcz założyć, że za drugiego opiekuna wezmą Alanę. Ona ma totalnie wyjebane na uczniów, myślisz, że się melanżem przejmie?
- Jeśli pojedzie więcej niż czterdzieści osób, a pojedzie, bo już z trzeciej się zgłosiło trzydzieścioro ludzi, to wezmą jeszcze jednego. I najprawdopodobniej jedną z babek od francuskiego, a one nie są jebnięte.
-Ale jeśli matematyczka będzie opiekunką, to będzie się trzymała tej francuzicy jak rzep psiego ogona, bo jej się nie będzie chciało samej siedzieć.
- Nie wziąłeś pod... - zaczął Jack, lecz Alex mu przerwał głośnym gwizdnięciem.
- Koniec tej dyskusji, chłopaki - powiedział stanowczo. - Jak już coś będzie wiadomo, to Henry nas powiadomi, nie?
Pozostali kiwnęli głowami.
- Ciekawy jestem, czy z mojej klasy pojadą te nooby i nolife'y - odezwał się po chwili milczenia Rian.
- Pewnie tak. Przecież nie mogliby odpuścić wizyt w centrach z grami - zaśmiał się Jack.
- Więc tak - zaczął nauczyciel. - Wycieczka miałaby się odbyć w trzecim
tygodniu maja czyli od dziewiętnastego do dwudziestego piątego. Całkowity koszt
to sześćset sześćdziesiąt pięć dolarów. Zaliczka wynosi sto dolarów, płatne do
końca marca. Chętni wpisują się na listę - Smith podał uczniom z pierwszej
ławki pod oknem zeszyt. - Liczę, że wszyscy, którzy się wpiszą, wpłacą
pieniądze.
- A kto będzie opiekunem? - padło pytanie.
- Na pewno ja i pani Alana. Co do trzeciej osoby to jeszcze nie wiadomo, prawdopodobnie dowiecie się za miesiąc. To by było na tyle. Zróbcie szybko listę i przechodzimy do lekcji.
- Zapłacę, ale ze sobą bierzesz własne.
- No dobra - westchnął Rian. - Ale jakby mi do pełnej stówy zabrakło to dołożysz, prawda, mamo?
- Ojca proś. Ja oprócz tych siedmiu stów nie zamierzam więcej wydawać.
- Jesteś nieczuła.
- Nie nieczuła, tylko myśląca o domowym budżecie. Wy, faceci, sami byście sobie rady nie dali. Jesteście bandą nieodpowiedzialnych oszołomów, a ty i twój ojciec zwłaszcza. Wziąłbyś się lepiej do roboty, bo z kieszonkowego za cholerę na tę wycieczkę nie uzbierasz. Te ulotki są nadal aktualne.
- Niech ci będzie - mruknął chłopak. - Ale tego pedalskiego uniformu nie włożę.
- Faceci... - Marion przewróciła oczami. - A podobno nie dbacie o strój. Jesteście gorsi niż pogoda w górach.
- Zaraz ci zęby powybijam, jeśli nie przestaniesz się śmiać - powiedział groźnie
Rian, patrząc spode łba na Alexa. Ten momentalnie przybrał poważną minę, wciąż
jednak dławiąc się śmiechem.
- Nie wierzę, że dałeś się w to wrobić - Jack pokręcił głową z niedowierzaniem. - Stanie przez kilka godzin z ulotkami w idiotycznych ciuchach musi być męczące.
- Zamknij się - burknął Dawson, wciskając przechodzącej kobiecie ulotkę. - Robię to tylko i wyłącznie dla kasy. Muszę mieć przecież za co się napić w tym cholernym Londynie.
- Dla alkoholu i szlugów dałbyś dupy staremu pedałowi.
- Aż do takich poświęceń nie jestem zdolny. Nie rób ze mnie zdesperowanej galerianki.
- Nie robię. A jak już jesteśmy przy temacie, masz fajkę?
Wściekły blondyn wyjął z kieszeni paczkę papierosów i wcisnął ją do ręki Barakatowi. Ten uśmiechnął się w podzięce.
- Tylko nie przychodźcie do mnie później w łachę, bo wam forsy brak - mruknął. Nagle przeraził się i szybko odwrócił. Przyjaciele popatrzyli na niego zdziwieni. Po chwili Rian zerknął przez ramię i znów zwrócił się twarzą do chłopaków.
- Co się stało, stary? - spytał Alex.
- Ci idioci z drużyny tędy przechodzili. Jakby mnie zobaczyli, to nie miałbym życia w szkole. Już mi wystarczą te głupie żarty z zeszłego roku, kiedy przez prawie całą trzecią klasę byłem pedałem, bo wymyślili, że jestem z Merrickiem.
- Z kim?
- Taki no life z czwartej. Chodzę z nim na angielski i, nomen omen, francuski. Koleś doszedł rok temu i tamci zaraz go ze mną sparowali. Banda kretynów.
- Przyciszcie się trochę! - wrzasnął Smith, stojąc przed grupą czterdziestu
uczniów. - Jak już zauważyliście - zaczął, kiedy młodzież zamilkła. - jesteśmy
w ośrodku. Teraz nastąpi przydział pokojów. Po cztery osoby w jednym. Jeśli się
jeszcze nie podzieliliście, to zróbcie to teraz.
W kilka minut ustawiły się czteroosobowe grupki.
- Powiedz mi, co ja mam z tobą zrobić, Merrick? - westchnął nauczyciel, widząc, że chłopak nie stoi w żadnej grupce. Mężczyzna rozejrzał się po zgromadzonych i po chwili się uśmiechnął. - Dawson, widzę, że u ciebie tylko trzy osoby. Weźmiecie go do siebie.
Uczniowie zaczęli się śmiać.
- Cisza! Teraz podchodzicie kolejno po klucze.
Moment później pokoje były już rozdzielone i młodzi powoli zaczęli kierować się do wyznaczonych sypialni.
- Henry dostanie kiedyś ode mnie kulkę w łeb! - warknął z wściekłością Rian. - Nie dość, że narobił mi wstydu, to jeszcze dostaliśmy klucze z numerem 69.
- Wszędzie widzisz podteksty, stary - powiedział Jack. - Wyluzuj trochę. Przecież nie może być aż tak źle. Zresztą, w tym roku kończysz szkołę, więc pozbędziesz się tych idiotów.
- Ale teraz jest teraz. Muszę się z nimi męczyć jeszcze przez miesiąc. Przecież ja się wykończę!
- Może byś się tak kolegą zainteresował, co? - wypalił nagle Alex. - Bo jakbyś nie zauważył, to on też na tym ucierpi, pieprzony egoisto.
- Nie jestem... - zaczął Rian, unosząc ręce, jednak po chwili opuścił je i westchnął. - No dobra, może i masz rację. Ale to nie znaczy, że ja się mogę nie przejmować!
- Nie zwracaj na niego uwagi - powiedział ze śmiechem Jack, do idącego za nim bruneta. - Jest trochę nienormalny, ale da się przywyknąć.
Chłopak uśmiechnął się niepewnie.
- Ja jestem Jack - przedstawił się. - A to Alex - wskazał ręką na szatyna, który kiwnął głową z uśmiechem.
- Zack, miło mi - odparł cicho i spuścił wzrok.
Na pierwszy rzut oka nikt nie nazwałby go nieśmiałym. Był wysoki i dobrze zbudowany, a samo spojrzenie mogłoby powalać dziewczyny na kolana. Gdyby tylko nie było wciąż utkwione w podłodze.
Chłopcy weszli do pokoju i postawili na ziemi bagaże, z takim westchnieniem, jakby co najmniej nieśli atlasowy ziemski glob. Alex jako pierwszy zajął łózko, rzucając się z impetem na to umiejscowione najbliżej okna. Jack zajął miejsce obok niego, zanim Rian zdążył zareagować, przez co ten obrzucił bruneta morderczym spojrzeniem i ze złością usiadł na trzecim z kolei łóżku.
- Nie wiem jak wy - odezwał się Dawson po chwili ciszy - ale ja mam ochotę się napić.
- Zawsze masz ochotę - stwierdził sucho Gaskarth.
- Trzeba będzie skołować wieczorem coś do picia. W końcu dzięki zmianie strefy czasowej zyskaliśmy siedem godzin.
- Ale straciliśmy jeden dzień przez linię zmiany daty.
- Przejmujesz się, stary? Każda pora jest dobra na libację.
- Jak chcesz. Ale mnie w latanie po alkohol nie wkręcisz.
- Muszę was powiadomić, że klasa trzecia wpadła na pomysł, żeby zorganizować wycieczkę do Wielkiej Brytanii. Koniecznie chcą pojechać z wami. Prosili mnie, żebym omówił to z czwartoklasistami i jeżeli się zgodzicie, żebym poszukał odpowiedniej oferty. Przejrzałem już parę propozycji biur podróży i hipotetycznie obliczyłem, że musi pojechać przynajmniej połowa z was. Więc, jaka jest wstępna decyzja waszej części?
Uczniowie przez chwilę szeptali między sobą, po czym odezwała się jedna z dziewczyn:
- No jak tak ich słucham, to my wstępnie jesteśmy na tak.
- Świetnie - ucieszył się Smith. - Zatem powiadomię tamtych i rozejrzę się za czymś ciekawym.
~*~
- Skoro wy jedziecie, to ja też - powiedział Rian. - I ta nasza Nieświęta Trójca, Gaskarth, Barakat i Dawson, zrobi epicki wjazd na chatę Angolom. Będzie zajebiście!
- Tylko się nie schlej jak rok temu - odezwał się Jack. - Pamiętasz przecież, jak wmawialiśmy Hester, że zatrułeś się kolacją. A Smith nie jest taki głupi i nie uwierzyłby w to.
- Jakbyś nie zauważył, to Smith sam przyniósł alkohol na Bal Bożonarodzeniowy. I mogę się wręcz założyć, że za drugiego opiekuna wezmą Alanę. Ona ma totalnie wyjebane na uczniów, myślisz, że się melanżem przejmie?
- Jeśli pojedzie więcej niż czterdzieści osób, a pojedzie, bo już z trzeciej się zgłosiło trzydzieścioro ludzi, to wezmą jeszcze jednego. I najprawdopodobniej jedną z babek od francuskiego, a one nie są jebnięte.
-Ale jeśli matematyczka będzie opiekunką, to będzie się trzymała tej francuzicy jak rzep psiego ogona, bo jej się nie będzie chciało samej siedzieć.
- Nie wziąłeś pod... - zaczął Jack, lecz Alex mu przerwał głośnym gwizdnięciem.
- Koniec tej dyskusji, chłopaki - powiedział stanowczo. - Jak już coś będzie wiadomo, to Henry nas powiadomi, nie?
Pozostali kiwnęli głowami.
- Ciekawy jestem, czy z mojej klasy pojadą te nooby i nolife'y - odezwał się po chwili milczenia Rian.
- Pewnie tak. Przecież nie mogliby odpuścić wizyt w centrach z grami - zaśmiał się Jack.
~*~
- A kto będzie opiekunem? - padło pytanie.
- Na pewno ja i pani Alana. Co do trzeciej osoby to jeszcze nie wiadomo, prawdopodobnie dowiecie się za miesiąc. To by było na tyle. Zróbcie szybko listę i przechodzimy do lekcji.
~*~
- No dobra - westchnął Rian. - Ale jakby mi do pełnej stówy zabrakło to dołożysz, prawda, mamo?
- Ojca proś. Ja oprócz tych siedmiu stów nie zamierzam więcej wydawać.
- Jesteś nieczuła.
- Nie nieczuła, tylko myśląca o domowym budżecie. Wy, faceci, sami byście sobie rady nie dali. Jesteście bandą nieodpowiedzialnych oszołomów, a ty i twój ojciec zwłaszcza. Wziąłbyś się lepiej do roboty, bo z kieszonkowego za cholerę na tę wycieczkę nie uzbierasz. Te ulotki są nadal aktualne.
- Niech ci będzie - mruknął chłopak. - Ale tego pedalskiego uniformu nie włożę.
- Faceci... - Marion przewróciła oczami. - A podobno nie dbacie o strój. Jesteście gorsi niż pogoda w górach.
~*~
- Nie wierzę, że dałeś się w to wrobić - Jack pokręcił głową z niedowierzaniem. - Stanie przez kilka godzin z ulotkami w idiotycznych ciuchach musi być męczące.
- Zamknij się - burknął Dawson, wciskając przechodzącej kobiecie ulotkę. - Robię to tylko i wyłącznie dla kasy. Muszę mieć przecież za co się napić w tym cholernym Londynie.
- Dla alkoholu i szlugów dałbyś dupy staremu pedałowi.
- Aż do takich poświęceń nie jestem zdolny. Nie rób ze mnie zdesperowanej galerianki.
- Nie robię. A jak już jesteśmy przy temacie, masz fajkę?
Wściekły blondyn wyjął z kieszeni paczkę papierosów i wcisnął ją do ręki Barakatowi. Ten uśmiechnął się w podzięce.
- Tylko nie przychodźcie do mnie później w łachę, bo wam forsy brak - mruknął. Nagle przeraził się i szybko odwrócił. Przyjaciele popatrzyli na niego zdziwieni. Po chwili Rian zerknął przez ramię i znów zwrócił się twarzą do chłopaków.
- Co się stało, stary? - spytał Alex.
- Ci idioci z drużyny tędy przechodzili. Jakby mnie zobaczyli, to nie miałbym życia w szkole. Już mi wystarczą te głupie żarty z zeszłego roku, kiedy przez prawie całą trzecią klasę byłem pedałem, bo wymyślili, że jestem z Merrickiem.
- Z kim?
- Taki no life z czwartej. Chodzę z nim na angielski i, nomen omen, francuski. Koleś doszedł rok temu i tamci zaraz go ze mną sparowali. Banda kretynów.
~*~
W kilka minut ustawiły się czteroosobowe grupki.
- Powiedz mi, co ja mam z tobą zrobić, Merrick? - westchnął nauczyciel, widząc, że chłopak nie stoi w żadnej grupce. Mężczyzna rozejrzał się po zgromadzonych i po chwili się uśmiechnął. - Dawson, widzę, że u ciebie tylko trzy osoby. Weźmiecie go do siebie.
Uczniowie zaczęli się śmiać.
- Cisza! Teraz podchodzicie kolejno po klucze.
Moment później pokoje były już rozdzielone i młodzi powoli zaczęli kierować się do wyznaczonych sypialni.
- Henry dostanie kiedyś ode mnie kulkę w łeb! - warknął z wściekłością Rian. - Nie dość, że narobił mi wstydu, to jeszcze dostaliśmy klucze z numerem 69.
- Wszędzie widzisz podteksty, stary - powiedział Jack. - Wyluzuj trochę. Przecież nie może być aż tak źle. Zresztą, w tym roku kończysz szkołę, więc pozbędziesz się tych idiotów.
- Ale teraz jest teraz. Muszę się z nimi męczyć jeszcze przez miesiąc. Przecież ja się wykończę!
- Może byś się tak kolegą zainteresował, co? - wypalił nagle Alex. - Bo jakbyś nie zauważył, to on też na tym ucierpi, pieprzony egoisto.
- Nie jestem... - zaczął Rian, unosząc ręce, jednak po chwili opuścił je i westchnął. - No dobra, może i masz rację. Ale to nie znaczy, że ja się mogę nie przejmować!
- Nie zwracaj na niego uwagi - powiedział ze śmiechem Jack, do idącego za nim bruneta. - Jest trochę nienormalny, ale da się przywyknąć.
Chłopak uśmiechnął się niepewnie.
- Ja jestem Jack - przedstawił się. - A to Alex - wskazał ręką na szatyna, który kiwnął głową z uśmiechem.
- Zack, miło mi - odparł cicho i spuścił wzrok.
Na pierwszy rzut oka nikt nie nazwałby go nieśmiałym. Był wysoki i dobrze zbudowany, a samo spojrzenie mogłoby powalać dziewczyny na kolana. Gdyby tylko nie było wciąż utkwione w podłodze.
Chłopcy weszli do pokoju i postawili na ziemi bagaże, z takim westchnieniem, jakby co najmniej nieśli atlasowy ziemski glob. Alex jako pierwszy zajął łózko, rzucając się z impetem na to umiejscowione najbliżej okna. Jack zajął miejsce obok niego, zanim Rian zdążył zareagować, przez co ten obrzucił bruneta morderczym spojrzeniem i ze złością usiadł na trzecim z kolei łóżku.
- Nie wiem jak wy - odezwał się Dawson po chwili ciszy - ale ja mam ochotę się napić.
- Zawsze masz ochotę - stwierdził sucho Gaskarth.
- Trzeba będzie skołować wieczorem coś do picia. W końcu dzięki zmianie strefy czasowej zyskaliśmy siedem godzin.
- Ale straciliśmy jeden dzień przez linię zmiany daty.
- Przejmujesz się, stary? Każda pora jest dobra na libację.
- Jak chcesz. Ale mnie w latanie po alkohol nie wkręcisz.
~*~
No okej, wiem, jestę chuję, bo nie dodałam notki od niespełna dwóch miesięcy. Nie miałam siły na blogi po prostu. Ale teraz wracam z mnóstwem materiału, więc nie martwcie się, wy, którzy to czytacie, postaram się wrzucać regularnie.
Powiem też, że za trzy miesiące, z okazji moich urodzin i wyjazdu do Polski, będzie special, nie wiem jeszcze dokładnie jaki, ale będzie epicki fhui.
Zatem nie przedłużając, sayonara, i macie na pocieszenie cztery urocze pszczółki <3