Tak jak już wspominałam w aktualnościach, przybywam dzisiaj do was z quickshotem Cashby. Pisałam to równo dwie godziny i dziewięć minut i mam nadzieję, że nie wyszło chujowo :D
~*~
- Ashby, do cholery, gdzie ty się szlajasz?! - wrzasnąłem, lekko poirytowany. – Wszystko już przygotowane, zaraz wchodzimy
na scenę, a ty gdzieś uciekasz! I nie
mów mi, że cię trema zżera, bo w to nie uwierzę.
- Przepraszam, nagle spanikowałem. Wiem, że mi nie wierzysz, ale ty mi nigdy nie
wierzysz jak prawdę mówię.
- Dobra, zamknij się już. Na scenę i łap się za gitarę.
Okej, przyznam, że zauważyłem, że z Alanem jest coś
nie tak, ale dwie minuty przed początkiem koncertu nie mogłem pozwolić, żeby
wszystko wzięło w łeb. Bilety były
totalnie wyprzedane, kupa ludzi tłoczyła się przy scenie, zrobienie zawodu
naszym fanom po prostu nie było możliwe.
Zwłaszcza, że połowa setlisty była złożona z kawałków z Restoring Force,
wszyscy czekali na to, żeby usłyszeć na żywo Broken Generation czy Would You
Still Be There.
Więc chcąc nie chcąc wypchnąłem rudzielca zza kulis i
sam wyszedłem z mikrofonem, uśmiechając się jak kretyn. Wrzask ludzi zagłuszał moje własne myśli, ale
to było zajebiste. Widzieć tylu młodych,
którym podoba się nasza muzyka, którym wręcz życie uratowała – bezcenne.
Koncert zaczęliśmy jednak od Second &
Sebring. Cała widownia śpiewała razem ze
mną i Aaronem. Cholera, nigdy nie
przestanę tego przeżywać jakby to był pierwszy raz. Emocje zawsze są ogromne i chyba będą takie
zawsze.
Ale przecież musiało się coś spieprzyć. Jak w trakcie większości koncertów, musiał
być pocałunek, musiało być show. Would
You Still Be There było doskonałą do tego okazją. Instrumental, moment jak zwykle, jednak w
chwili, kiedy nasze usta się zetknęły, Alan zareagował jakby piorunem
dostał. Odskoczył jak oparzony, a zanim
zdążyłem zareagować znów musiałem drzeć się do mikrofonu.
Przy Identity Disorder Ashby wyglądał jakby wpadł w
depresję instant. Starał się prezentować
jak zwykle, dla przeciętnego obserwatora wszystko było w porządku, ale ja
znałem go na tyle dobrze, że wiedziałem, że coś się stało.
Nie byłem tylko pewny co.
~*~
Po koncercie chłopakom zachciało się robić imprezę w
pokoju Phila i Vala. Spoko, doborowe
towarzystwo, moi kumple i Architects, którzy grali przed nami. Zdziwiłem się cholernie, kiedy Ashby nagle
odmówił udziału w zabawie. Zmartwiłem
się, szepnąłem kilka słów Aaronowi i zostałem z Alanem, przecież nie mogłem go
zostawić samego.
- Stary, co jest? – spytałem, kiedy pokój opustoszał. Rudy nie odpowiedział, przekręcił się tylko
na bok i odwrócił do mnie plecami.
Trzeba było spróbować inaczej.
Usiadłem przy nim na łóżku i położyłem dłoń na jego ramieniu. Strząsnął ją ze złością.
- Daj mi spokój, Austin – powiedział cicho, ale
stanowczo. Nie spodobało mi się to.
- Jeszcze się nie zdarzyło, żebyś opuszczał
imprezę. Martwię się.
- To przestań i zostaw mnie samego – mruknął z twarzą
wciśniętą w poduszkę.
Westchnąłem i powoli wstałem. Przed wyjściem spojrzałem jeszcze na niego,
ale nawet nie odwrócił głowy.
Na korytarzu oparłem się o ścianę. Co się z nim, do jasnej cholery, dzieje? Chory jest?
Ktoś mu umarł? Zawsze ze sobą
gadaliśmy, jak któryś miał problem, a teraz nagle Ashby się ode mnie
odsuwa. Co jest nie tak?
Mój natłok myśli przerwał Aaron, który właśnie wyszedł
z pokoju obok.
- Wiesz co się z nim stało? – spytał, stając koło
mnie.
- A skąd.
Odwrócił się ode mnie i kazał spadać.
Zachowuje się, jakbym mu krzywdę zrobił.
- Spoko, ja spróbuję z nim pogadać. Poczekaj tu chwilę, jak czegoś się dowiem od
razu ci przekażę, okej?
Zgodziłem się, bo co innego miałem robić w tej
sytuacji. Z lekkim niepokojem
obserwowałem Aarona wchodzącego do pokoju.
Powiedzieć, że pięć minut przeżywałem jakby to były lata, to za
mało. Serce waliło mi jak oszalałe, a w
głowie kłębiły się różne złe myśli.
Bałem się. Bałem się jak jasna
cholera.
~*~
Kiedy usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi mocniej
wcisnąłem twarz w poduszkę.
- Jeśli to ty, Austin, to wyjdź – mruknąłem tylko.
- Nie, to nie Austin – rozpoznałem głos Pauleya.
Z niechęcią podniosłem się i spojrzałem na niego.
- Czego chcesz? – spytałem, starając się wyglądać na
zmęczonego.
- Porozmawiać.
Co ci się stało?
- Nic. Wszystko
okej – wzruszyłem ramionami.
- Pieprzenie.
Już na koncercie zauważyłem, że coś się z tobą dzieje. W sumie to nawet wcześniej byłeś jakiś
nieswój, zwłaszcza w obecności Austina.
Wyjaśnij mi to.
- A co ja ci mam wyjaśniać?! – wrzasnąłem, zrywając
się z łóżka. – To, że Carlile działa na
mnie tak, że nie sposób oddychać? Że
kiedy patrzy mi w oczy to prawie mdleję?
A może to, że kiedy nie ma go przy mnie to czuję się, jakbym umarł?
- To dlaczego mu tego po prostu nie powiesz?
- Bo nie jestem samobójcą. Co, mam podejść do niego i powiedzieć „Hej,
Austin, kocham cię i nie umiem bez ciebie żyć”?
Chyba cię pojebało, Pauley.
- Wybacz, nie umiem nic na to poradzić. Ale mam dla ciebie propozycję. Wyjdź stąd i zachowuj się jak normalny
Ashby. Nie pozwól mu martwić się o
ciebie. Wiesz dobrze, że ma kłopoty z
sercem. Chodź z nami na imprezę i
wyluzuj, a jutro przemyślisz wszystko na spokojnie.
- Mówisz to tak, jakby rybka mi zdechła.
- No dawaj.
Uśmiechnij się i idziemy.
~*~
Kiedy obaj wyszli na korytarz, poczułem jakby kamień spadł
mi z serca. Obaj wyglądali, jakby nic
nie było na rzeczy. Ucieszyło mnie to.
- Przepraszam, stary, po prostu jakoś doła załapałem –
powiedział Alan, klepiąc mnie po ramieniu.
– Pogadaliśmy i jest okej.
Idziemy? Phil i Tino pewnie się
niepokoją.
Roześmiałem się.
Wrócił stary, dobry Ashby.
~*~
Następnego dnia rano zrobiłem to, co polecił mi
Aaron: po cichu wyszedłem na dach hotelu
i, gapiąc się w dół, zacząłem myśleć o całej sprawie. Jemu to łatwo powiedzieć: wyznaj wszystko prosto z mostu. Gorzej, że mimo mojej całej zajebistej
pewności siebie, akurat to jest mega trudne.
Niby poczułbym się lepiej mówiąc to Austinowi, ale skoro trzymam to w
sobie prawie trzy lata, to dałbym chyba radę jeszcze trochę.
Tyle, że nie.
Nagle zaczęło mi to sprawiać problem. Te wszystkie tweety, pocałunki na scenie, to
całe show. Tak jakbyśmy to robili tylko
po to, żeby fanki miały się czym jarać.
Carlile pewnie myśli o tym w ten sposób, więc po co miałbym mu to
powiedzieć?
Po jakimś czasie wręcz poczułem, że nie jestem na tym
dachu sam. Miałem wrażenie, jakby ktoś
spojrzeniem wwiercał mi się w plecy. Nie
chciałem się odwracać, bo praktycznie byłem pewien, że to Austin.
- Skąd wiedziałeś, że tu jestem? – spytałem, nie
podnosząc nawet głowy.
- Nietrudno było się tego domyślić – no i miałem
rację. – Jednak coś się stało.
- Czy ja przypadkiem nie wspominałem, że wszystko gra?
– stał za mną, a ja modliłem się, żeby nie zauważył, że drżę.
- Mnie nie oszukasz, Ashby, i dobrze o tym wiesz.
- Pewnie Pauley ci wypaplał. Zabiję go, jak tylko go zobaczę.
- Co wypaplał?
~*~
Zdziwiły mnie słowa Alana. Wypaplał?
Czyżby oni coś przede mną ukrywali?
- Nic. I chwała
Bogu, że o tym nie wiesz.
- O czym? – spytałem, czując, że zaraz usłyszę coś, co
zmrozi mi krew w żyłach. Rudy odwrócił
się do mnie z dziwnym smutkiem w oczach.
- Chyba powinienem odejść z zespołu – że co?! Skąd mu w ogóle taki pomysł przyszedł do
głowy?
- Powtórz to.
- Austin, ja tak dłużej nie mogę.
- Powiesz mi chociaż, dlaczego?
- Nie. To zbyt
osobiste.
Gdybym mógł rozpłynąć się w powietrzu na pewno bym to
teraz zrobił.
- Nie możesz, Ashby, rozumiesz?! Nie możesz! – wykrzyknąłem, chwytając go za
ramiona.
- Niby czemu?
Wtedy zrobiłem coś, czego pragnąłem od miesięcy. Zbliżyłem swoją twarz do jego i go pocałowałem,
ale tak szczerze, z jebaną miłością. Tym
razem jednak się nie odsunął.
- Domyślasz się już? – spytałem, kiedy oderwaliśmy się
od siebie. Alan posłał mi uśmiech, który
tak bardzo kochałem.
- Tak. I wiesz
co? Ja ciebie też – powiedział i mocno
się do mnie przytulił.
- Więc wciąż chcesz tu być? – kiwnął lekko głową. Więcej do szczęścia nie było mi
potrzeba. Wystarczył mi tylko ten
szalony, rudy dwudziestotrzylatek.
~*~
Od razu przepraszam za ewentualne chujnie w formatowaniu, wcale się nie zdziwię, jak po opublikowaniu będzie zjebane ;/
Co do planów na następne notki... Nie wiem, nie wypowiem się. Na razie się cieszę, że BVB wygrało z Paderborn 3 - 0 i nastawiam się na sobotni mecz z Eintrachtem i wtorkowy półfinał DFB-Pokal z Bayernem.
Co będzie to będzie, śledźcie aktualności :D Miłego wygrzewania się na słonku :D
*"Immediately apologize for any formatting chujnia" - kocham Translator Google*
Co do planów na następne notki... Nie wiem, nie wypowiem się. Na razie się cieszę, że BVB wygrało z Paderborn 3 - 0 i nastawiam się na sobotni mecz z Eintrachtem i wtorkowy półfinał DFB-Pokal z Bayernem.
Co będzie to będzie, śledźcie aktualności :D Miłego wygrzewania się na słonku :D
*"Immediately apologize for any formatting chujnia" - kocham Translator Google*