poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Cashby - Would You Still Be There



Tak jak już wspominałam w aktualnościach, przybywam dzisiaj do was z quickshotem Cashby. Pisałam to równo dwie godziny i dziewięć minut i mam nadzieję, że nie wyszło chujowo :D


~*~


- Ashby, do cholery, gdzie ty się szlajasz?!  - wrzasnąłem, lekko poirytowany.  – Wszystko już przygotowane, zaraz wchodzimy na scenę, a ty gdzieś uciekasz!  I nie mów mi, że cię trema zżera, bo w to nie uwierzę.

- Przepraszam, nagle spanikowałem.  Wiem, że mi nie wierzysz, ale ty mi nigdy nie wierzysz jak prawdę mówię.

- Dobra, zamknij się już.  Na scenę i łap się za gitarę.

Okej, przyznam, że zauważyłem, że z Alanem jest coś nie tak, ale dwie minuty przed początkiem koncertu nie mogłem pozwolić, żeby wszystko wzięło w łeb.  Bilety były totalnie wyprzedane, kupa ludzi tłoczyła się przy scenie, zrobienie zawodu naszym fanom po prostu nie było możliwe.  Zwłaszcza, że połowa setlisty była złożona z kawałków z Restoring Force, wszyscy czekali na to, żeby usłyszeć na żywo Broken Generation czy Would You Still Be There.

Więc chcąc nie chcąc wypchnąłem rudzielca zza kulis i sam wyszedłem z mikrofonem, uśmiechając się jak kretyn.  Wrzask ludzi zagłuszał moje własne myśli, ale to było zajebiste.  Widzieć tylu młodych, którym podoba się nasza muzyka, którym wręcz życie uratowała – bezcenne.

Koncert zaczęliśmy jednak od Second & Sebring.  Cała widownia śpiewała razem ze mną i Aaronem.  Cholera, nigdy nie przestanę tego przeżywać jakby to był pierwszy raz.  Emocje zawsze są ogromne i chyba będą takie zawsze.

Ale przecież musiało się coś spieprzyć.  Jak w trakcie większości koncertów, musiał być pocałunek, musiało być show.  Would You Still Be There było doskonałą do tego okazją.  Instrumental, moment jak zwykle, jednak w chwili, kiedy nasze usta się zetknęły, Alan zareagował jakby piorunem dostał.  Odskoczył jak oparzony, a zanim zdążyłem zareagować znów musiałem drzeć się do mikrofonu.

Przy Identity Disorder Ashby wyglądał jakby wpadł w depresję instant.  Starał się prezentować jak zwykle, dla przeciętnego obserwatora wszystko było w porządku, ale ja znałem go na tyle dobrze, że wiedziałem, że coś się stało.

Nie byłem tylko pewny co.

~*~

Po koncercie chłopakom zachciało się robić imprezę w pokoju Phila i Vala.  Spoko, doborowe towarzystwo, moi kumple i Architects, którzy grali przed nami.  Zdziwiłem się cholernie, kiedy Ashby nagle odmówił udziału w zabawie.  Zmartwiłem się, szepnąłem kilka słów Aaronowi i zostałem z Alanem, przecież nie mogłem go zostawić samego.

- Stary, co jest? – spytałem, kiedy pokój opustoszał.  Rudy nie odpowiedział, przekręcił się tylko na bok i odwrócił do mnie plecami.  Trzeba było spróbować inaczej.  Usiadłem przy nim na łóżku i położyłem dłoń na jego ramieniu.  Strząsnął ją ze złością.

- Daj mi spokój, Austin – powiedział cicho, ale stanowczo.  Nie spodobało mi się to.

- Jeszcze się nie zdarzyło, żebyś opuszczał imprezę.  Martwię się.

- To przestań i zostaw mnie samego – mruknął z twarzą wciśniętą w poduszkę.

Westchnąłem i powoli wstałem.  Przed wyjściem spojrzałem jeszcze na niego, ale nawet nie odwrócił głowy.

Na korytarzu oparłem się o ścianę.  Co się z nim, do jasnej cholery, dzieje?  Chory jest?  Ktoś mu umarł?  Zawsze ze sobą gadaliśmy, jak któryś miał problem, a teraz nagle Ashby się ode mnie odsuwa.  Co jest nie tak?

Mój natłok myśli przerwał Aaron, który właśnie wyszedł z pokoju obok.

- Wiesz co się z nim stało? – spytał, stając koło mnie.

- A skąd.  Odwrócił się ode mnie i kazał spadać.  Zachowuje się, jakbym mu krzywdę zrobił.

- Spoko, ja spróbuję z nim pogadać.  Poczekaj tu chwilę, jak czegoś się dowiem od razu ci przekażę, okej?

Zgodziłem się, bo co innego miałem robić w tej sytuacji.  Z lekkim niepokojem obserwowałem Aarona wchodzącego do pokoju.  Powiedzieć, że pięć minut przeżywałem jakby to były lata, to za mało.  Serce waliło mi jak oszalałe, a w głowie kłębiły się różne złe myśli.  Bałem się.  Bałem się jak jasna cholera.

~*~

Kiedy usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi mocniej wcisnąłem twarz w poduszkę.

- Jeśli to ty, Austin, to wyjdź – mruknąłem tylko.

- Nie, to nie Austin – rozpoznałem głos Pauleya.

Z niechęcią podniosłem się i spojrzałem na niego.

- Czego chcesz? – spytałem, starając się wyglądać na zmęczonego.

- Porozmawiać.  Co ci się stało?

- Nic.  Wszystko okej – wzruszyłem ramionami.

- Pieprzenie.  Już na koncercie zauważyłem, że coś się z tobą dzieje.  W sumie to nawet wcześniej byłeś jakiś nieswój, zwłaszcza w obecności Austina.  Wyjaśnij mi to.

- A co ja ci mam wyjaśniać?! – wrzasnąłem, zrywając się z łóżka.  – To, że Carlile działa na mnie tak, że nie sposób oddychać?  Że kiedy patrzy mi w oczy to prawie mdleję?  A może to, że kiedy nie ma go przy mnie to czuję się, jakbym umarł?

- To dlaczego mu tego po prostu nie powiesz?

- Bo nie jestem samobójcą.  Co, mam podejść do niego i powiedzieć „Hej, Austin, kocham cię i nie umiem bez ciebie żyć”?  Chyba cię pojebało, Pauley.

- Wybacz, nie umiem nic na to poradzić.  Ale mam dla ciebie propozycję.  Wyjdź stąd i zachowuj się jak normalny Ashby.  Nie pozwól mu martwić się o ciebie.  Wiesz dobrze, że ma kłopoty z sercem.  Chodź z nami na imprezę i wyluzuj, a jutro przemyślisz wszystko na spokojnie.

- Mówisz to tak, jakby rybka mi zdechła.

- No dawaj.  Uśmiechnij się i idziemy.

~*~

Kiedy obaj wyszli na korytarz, poczułem jakby kamień spadł mi z serca.  Obaj wyglądali, jakby nic nie było na rzeczy.  Ucieszyło mnie to.

- Przepraszam, stary, po prostu jakoś doła załapałem – powiedział Alan, klepiąc mnie po ramieniu.  – Pogadaliśmy i jest okej.  Idziemy?  Phil i Tino pewnie się niepokoją.

Roześmiałem się.  Wrócił stary, dobry Ashby.

~*~

Następnego dnia rano zrobiłem to, co polecił mi Aaron:  po cichu wyszedłem na dach hotelu i, gapiąc się w dół, zacząłem myśleć o całej sprawie.  Jemu to łatwo powiedzieć:  wyznaj wszystko prosto z mostu.  Gorzej, że mimo mojej całej zajebistej pewności siebie, akurat to jest mega trudne.  Niby poczułbym się lepiej mówiąc to Austinowi, ale skoro trzymam to w sobie prawie trzy lata, to dałbym chyba radę jeszcze trochę.

Tyle, że nie.

Nagle zaczęło mi to sprawiać problem.  Te wszystkie tweety, pocałunki na scenie, to całe show.  Tak jakbyśmy to robili tylko po to, żeby fanki miały się czym jarać.  Carlile pewnie myśli o tym w ten sposób, więc po co miałbym mu to powiedzieć?

Po jakimś czasie wręcz poczułem, że nie jestem na tym dachu sam.  Miałem wrażenie, jakby ktoś spojrzeniem wwiercał mi się w plecy.  Nie chciałem się odwracać, bo praktycznie byłem pewien, że to Austin.

- Skąd wiedziałeś, że tu jestem? – spytałem, nie podnosząc nawet głowy.

- Nietrudno było się tego domyślić – no i miałem rację.  – Jednak coś się stało.

- Czy ja przypadkiem nie wspominałem, że wszystko gra? – stał za mną, a ja modliłem się, żeby nie zauważył, że drżę.

- Mnie nie oszukasz, Ashby, i dobrze o tym wiesz.

- Pewnie Pauley ci wypaplał.  Zabiję go, jak tylko go zobaczę.

- Co wypaplał?

~*~

Zdziwiły mnie słowa Alana.  Wypaplał?  Czyżby oni coś przede mną ukrywali?

- Nic.  I chwała Bogu, że o tym nie wiesz.

- O czym? – spytałem, czując, że zaraz usłyszę coś, co zmrozi mi krew w żyłach.  Rudy odwrócił się do mnie z dziwnym smutkiem w oczach.

- Chyba powinienem odejść z zespołu – że co?!  Skąd mu w ogóle taki pomysł przyszedł do głowy?

- Powtórz to.

- Austin, ja tak dłużej nie mogę.

- Powiesz mi chociaż, dlaczego?

- Nie.  To zbyt osobiste.

Gdybym mógł rozpłynąć się w powietrzu na pewno bym to teraz zrobił.

- Nie możesz, Ashby, rozumiesz?!  Nie możesz! – wykrzyknąłem, chwytając go za ramiona.

- Niby czemu?

Wtedy zrobiłem coś, czego pragnąłem od miesięcy.  Zbliżyłem swoją twarz do jego i go pocałowałem, ale tak szczerze, z jebaną miłością.  Tym razem jednak się nie odsunął.

- Domyślasz się już? – spytałem, kiedy oderwaliśmy się od siebie.  Alan posłał mi uśmiech, który tak bardzo kochałem.

- Tak.  I wiesz co?  Ja ciebie też – powiedział i mocno się do mnie przytulił.

- Więc wciąż chcesz tu być? – kiwnął lekko głową.  Więcej do szczęścia nie było mi potrzeba.  Wystarczył mi tylko ten szalony, rudy dwudziestotrzylatek.
~*~
Od razu przepraszam za ewentualne chujnie w formatowaniu, wcale się nie zdziwię, jak po opublikowaniu będzie zjebane ;/
Co do planów na następne notki... Nie wiem, nie wypowiem się. Na razie się cieszę, że BVB wygrało z Paderborn 3 - 0 i nastawiam się na sobotni mecz z Eintrachtem i wtorkowy półfinał DFB-Pokal z Bayernem.
Co będzie to będzie, śledźcie aktualności :D Miłego wygrzewania się na słonku :D
*"Immediately apologize for any formatting chujnia" - kocham Translator Google*