SŁOWO WSTĘPU:
W związku z tym, iż dziś są 31. urodziny wspaniałego Vica Fuentesa, dodaję shota z tymże w roli głównej. Nie rzucajcie się, ostatnia część Frikeya pojawi się w tym tygodniu. Po prostu zbyt mocno uwielbiam tego faceta, żeby nie napisać o nim parta ;) W każdym razie ędżoj :)
~*~
- Zatem tak to ma wyglądać - powiedział Alex, zamykając zeszyt z tekstami.
- Piosenka o dwoistości miłości - mruknął Vic. - Nie, spoko, może być.
Ludziom się spodoba.
- Tak sądzisz?
- Jasne. Mi się podoba, to publika na pewno potwierdzi moje zdanie.
- Dzięki - uśmiechnął się Alex.
~*~
- Jak jasna cholera - szepnął Vic, wychodząc z kawiarni. Mike już na niego
czekał.
- I jak? Do czego cię wciągnął?
- Piosenka o miłości.
- No jak tak wziąć pod uwagę to, co do niego czujesz, to nawet pasuje.
- Weź przestań. "Pójdziemy na dno razem albo wcale"? W życiu nie
mógł lepszego tekstu napisać, serio.
- Już nie przesadzaj, Victor. Przestawisz się na tryb "zakochany
nastolatek" i powiesz, że jednak nie bierzesz w tym udziału? Człowieku,
masz trzydzieści lat, do cholery!
- I co z tego? - obruszył się szatyn. - Szlag mnie trafi jak będziemy to
nagrywać.
- To weź mu to w końcu, kurwa, powiedz. Alex cię raczej nie zabije, nie? A
Jalex przecież nie istnieje.
- Frerard też nie istnieje, a dzikie fanki My Chem widzą w jakiejś durnej
piosence Leathermouth ukryte podteksty dotyczące rzekomej miłości Franka do
Gerarda.
- Matko, to jakby w "Myśli o tobie nie są, kurwa, śmieszne"
doszukiwać się miłości Kellina do ciebie. A analizując pod tym kątem tekst
Alexa zachowujesz się dokładnie jak te dzikie fanki MCR - powiedział Mike
rzeczowo. - Masz paranoję stary.
- Jest przynajmniej powód do zamknięcia mnie w zakładzie.
- Widzę, że dziś z tobą do porozumienia nie dojdę, nastolatku - westchnął
brunet.
~*~
- Ale serio, chłopaki, to zajebiście wyszło - stwierdził Zack po
przesłuchaniu nagrania.
- Nawet tytuł pasuje. "A Love Like War" - dodał Rian.
- Moim zdaniem, to w tym wszystkim najlepiej wyszła gitara Jacka -
powiedział Vic. - Cholernie mi się podoba.
- Dzięki - zaśmiał się Barakat. - Też sądzę, że jest świetna.
- Zatem wersja ostateczna zatwierdzona, materiał idzie na płytę - skwitował
Alex. - Dobra robota, panowie.
~*~
- Co za kretyn pisał ten scenariusz?! - wrzasnął Vic.
- Co się tak drzesz, do jasnej cholery? - spytał Mike, ze skrzywioną miną
wchodząc do salonu.
- Przeczytaj, przeczytaj co on tu napisał - szatyn podetknął bratu pod nos
skrypt. Brunet wziął dokument i odczytał na głos wskazany fragment.
- "Victor i Alex równocześnie sięgają do pudełka z popcornem. Vic
kładzie dłoń na dłoni Alexa, po czym spoglądają na siebie i zmieszani zabierają
ręce". No ja nie rozumiem o co ci chodzi.
- Chodzi o to, że ja go wręcz przytrzymam, żeby tej ręki nie zabierał.
- Znowu przesadzasz. I znowu włączasz tryb "zakochany nastolatek".
Zacznij się wreszcie zachowywać jak na mężczyznę przystało. Miłość miłością,
ale trochę racjonalizmu, do cholery! W ten sposób daleko nie zajedziesz.
~*~
-
Fuentes, kurwa, w scenariuszu jest napisane, że masz być zmieszany,
a nie przerażony, jakby Alex miał trąd. Twoja ręka to nie torpeda, do ciężkiej
cholery!
-
Wiem co jest napisane w scenariuszu. Przepraszam, ale głowa mnie
wręcz napierdala i nie mogę się skupić. Zróbmy chwilę przerwy, wezmę tabletki i
wrócimy do pracy.
Reżyser tylko głośno westchnął, po czym zawołał:
- Pół godziny przerwy! I pamiętaj - zwrócił się do Vica - że masz być
gotowy.
- Jasne, postaram się.
"Ja się, kurwa, normalnie wykończę", pomyślał ponuro Vic, kierując
się do garderoby. Oczywiście głowa go bolała tak, jak pada śnieg w lipcu na
Florydzie. Czyli wcale. Dotknięcie delikatnej skóry Alexa wywoływało u niego
dreszcze. Nie potrafił opanować swoich emocji, więc ciągle zachowywał się w tej
scenie jak idiota.
Usiadłszy na krześle, oparł łokcie o blat toaletki i ukrył twarz w dłoniach.
Nagle ktoś zapukał. Vic przybrał zbolałą minę i wymamrotał słabym głosem
"Proszę". Do pomieszczenia wszedł Alex.
- Jak się czujesz? - spytał z troską.
-
Tabletki jeszcze nie zaczęły działać, ale jest okej.
- Nie wciskaj mi kitu, przecież widzę, że coś się dzieje.
- Nic się nie dzieje, tylko mnie łeb napieprza.
Gaskarth wziął drugie krzesło, usiadł obok szatyna i popatrzył na niego.
- Mnie nie oszukasz, Victor. Znamy się już wystarczająco długo, żebym mógł
poznać, czy coś cię dręczy.
- Chodzi o to, że... - zaczął Vic, ale zdał sobie sprawę, że to nie czas i
miejsce na wyznania. - Nie, o nic nie chodzi.
- Do kurwy nędzy, Fuentes! - zaklął Alex, co mu się rzadko zdarzało. - Od
kiedy zaczęliśmy nagrywać piosenkę, jesteś jakiś dziwny. Chodzisz taki
przygnębiony, jakby Mike trafił na intensywną terapię z podejrzeniem stania się
warzywem.
- Nic mi, kurwa, nie jest! - wykrzyknął wzburzony Vic. - Zostaw mnie samego.
Alex tylko spojrzał na niego smutno, wstał bez słowa i wyszedł.
- Jesteś jebniętym kretynem, Vincent, wiesz? - powiedział do siebie szatyn,
z głośnym łupnięciem uderzając czołem w blat.
~*~
- Vic, na miłość boską, przestań zachowywać się jak pieprzona królewna!
- O co ci chodzi?
- Alex do mnie dzwonił i pytał, co się z tobą dzieje. Mówił, że na planie
kompletnie nie byłeś sobą.
- Jak mam być sobą, skoro dłuższe przebywanie z nim w jednym pomieszczeniu
przyprawia mnie o palpitacje?
- "Zakochany nastolatek": reaktywacja. Weź się ogarnij, brat, bo
już przeginasz, serio. Zamiast stroić szlachciankę z migreną, wziąłbyś się w
końcu do pracy.
- Dajcie mi wszyscy święty spokój!
~*~
- Piosenka jest o dwoistości miłości. To ma być trochę niejasne. To
niekoniecznie tyczy się miłości do człowieka, może być po prostu i rzeczy -
Alex po chwili zastanowienia odpowiedział na pytanie redaktora
"Kerranga!".
- Alex, chłopie, nie musisz kłamać - odezwał się nagle Vic. - Nie ukrywaj naszej
miłości. To czas - zawiesił głos - i ja chcę, żeby wszyscy się o nas
dowiedzieli.
- Tak, masz rację - powiedział Gaskarth ze śmiechem. - To czas, żeby
wszystko wyjaśnić. Cały utwór jest o Vicu i mojej miłości do niego.
~*~
- Victor, do jasnej cholery, nie histeryzuj.
- Chyba mnie do reszty pojebało, żeby z takim tekstem wyjeżdżać. Alex na
pewno sobie coś pomyślał i teraz nie będzie chciał mnie znać.
- "Zakochany nastolatek", level czwarty. Jeszcze trochę, a ci
przyłożę. Odsuń na bok tę paranoję i zacznij czerpać przyjemność z życia,
zamiast martwić się tym, że darzysz Gaskartha uczuciem. Poza tym, chcę cię
poinformować, że All Time Low chce zrobić z nami trasę promującą nową płytę.
Vic popatrzył z przerażeniem na Mike'a.
- Wiesz co? Jebnij mnie teraz. Z całej siły, najlepiej głową o ścianę.
- Wcześniej by ci to nie przeszkadzało - zauważył brunet.
- Ale teraz przeszkadza. Wy wszyscy chcecie mnie zabić.
- W każdym razie już postanowione. Zgodziłem się za ciebie.
- Co?! - wrzasnął Vic. - Jesteś nienormalny!
- Będziesz przynajmniej miał okazję, żeby mu to wyznać.
- Nic nie będę wyznawał. Zaśpiewam co trzeba i koniec. Nawet nie będę z nim
gadał, nie ma takiej opcji.
~*~
- Sądziłem, że się domyśli.
- Alex, jesteś kretynem? To jest facet, musi mieć to podane jak na tacy. Ty
byś się przecież nie domyślił, prawda?
- Jack, proszę cię... Ja nie mam siły, żeby mu to powiedzieć osobiście -
Alex westchnął ciężko i opadł na kanapę.
- Barakat ma rację - poparł bruneta Rian. - Vic to nie kobieta, nie ma
szóstego zmysłu.
- Poza tym, sam pomyśl - odezwał się Zack. - Czy nie byłoby nawet lepiej
powiedzieć mu to prosto w oczy? Zresztą widziałeś, jak się zachowywał przy
kręceniu teledysku. Jestem pewien, że on coś do ciebie czuje.
- Przestań pieprzyć, Merrick! - wybuchnął Gaskarth. - Znam go i wiem, że
gdyby coś takiego leżało mu na sercu to by mi o tym sam powiedział.
- Widocznie aż tak dobrze go nie znasz. Proponuję, żebyście się spotkali
jeszcze przed trasą i sobie wszystko wyjaśnili.
- Ni chuja. Ja mu nic mówić nie będę, poczekamy i zobaczymy jak się sprawa
potoczy.
~*~
- No, chłopaki, daliśmy czadu - powiedział Vic, rzucając się na hotelowe
łóżko.
- Nie da się ukryć - potwierdził Alex, kładąc się obok niego. Szatyn
zesztywniał, ale roześmiał się, z nadzieją, że wypadło to przekonywująco. Nie
mógł oprzeć się wrażeniu, że reszta All Time Low i jego brat dziwnie na nich
patrzą. - Te wszystkie laski skandujące "Valex Guentes" mnie
rozbroiły.
- Pewnie liczyły na to, że się namiętnie pocałujecie, kiedy będę grać solo -
zaśmiał się Jack i mrugnął znacząco do Alexa. Ten zgromił go spojrzeniem.
- Ja proponuję to opić - wypalił nagle Zack, wzrokiem pokazując reszcie, że
jest okazja do zostawienia chłopaków samych.
- Zajebisty pomysł - podchwycił Mike i skierował się do wyjścia. Pozostali
podążyli za nim.
- A wy odpocznijcie, bo to wy jesteście gwiazdami wieczoru - rzucił jeszcze
Rian, zanim zamknął za sobą drzwi.
Po ich wyjściu Vic zerwał się z łóżka i podszedł do okna.
- Teraz już ewidentnie widzę, że chodzi ci o mnie - powiedział Alex,
podnosząc się i stając obok szatyna. Ten tylko odwrócił głowę.
- Do jasnej cholery, dłużej już nie mogę. Muszę to w końcu z siebie
wyrzucić. Tylko proszę, spójrz na mnie.
Vic niechętnie obrócił się w jego stronę.
- Victorze Vincencie Fuentes - zaczął Alex. - Nie wiem, czy ci się to
spodoba, czy nie, ale chcę ci powiedzieć, że cię kocham. Tylko tyle, nic
więcej.
Przez moment twarz szatyna nie wyrażała żadnych emocji, po chwili jednak
szeroko się uśmiechnął i mocno przytulił oniemiałego Gaskartha.
- Nawet nie wiesz jak bardzo chciałem to od ciebie usłyszeć - wyszeptał, po
czym pocałował Alexa. W tym momencie do pokoju weszli pozostali z alkoholem.
- Widzę, że w końcu się dogadaliście - zaśmiał się Mike.
- Jak jasna cholera - odparł z uśmiechem jego brat. - Ale to i tak nie ja
powiedziałem to jako pierwszy.
- Bo jesteś idiotą - skwitował brunet i wszyscy zaczęli się śmiać.
~*~
Końcówka chujowa, wiem. Nie umiem pisać zakończeń.
Fragment wywiadu przetłumaczony przeze mnie z 1486. numeru "Kerranga!".
Ogólnie to mi pomysł przyszedł przez dzisiejszego Patronusa i miłość do tego gifa:
Czekajcie zatem cierpliwie na Frikeya, może pojawi się w Walę Tynki.
Booya!