środa, 26 lutego 2014

Frikey - I Hate Your Love, But I Love Your Pain cz. 4


~*~

- Skoro tak, to ją dostaniesz - w ostatniej chwili przyłożył lufę do swojej skroni i strzelił. W tym momencie czas dla mnie stanął. Mimo, że nienawidziłem go z całego serca, poczułem, jakbym stracił cząstkę siebie. Zrozpaczony, rzuciłem się do jego ciała, jednak zostałem przytrzymany przez Franka.

- Jemu już nie pomożesz, a sobie możesz tylko zaszkodzić - powiedział, mocno mnie przytulając.

Po kilkunastu minutach na miejsce przyjechała karetka. Jeden z pielęgniarzy, pewnie stażysta, prawie zemdlał na widok przestrzelonej, zakrwawionej głowy Gerarda. Zwłoki zostały szybko zapakowane do worka i ambulans odjechał.

Chłopaki nie mogli patrzeć jak cierpię, więc wepchnęli mnie do auta i pojechaliśmy z powrotem do domu Raya. Nigdy nie przepadałem za alkoholem, ale teraz piłem jeden kieliszek wódki za drugim, doprawiając piwem. Na szczęście dosyć szybko mnie zmogło i zapadłem w błogi pijacki sen.

Obudziwszy się następnego dnia z potężnym kacem, miałem wrażenie, że to wszystko mi się przyśniło. Dopóki nie zobaczyłem leżącego koło mnie Franka. Zrobiło mi się biało przed oczami. Podźwignąłem się z wysiłkiem, budząc przy tym bruneta. On również się podniósł i mnie przytulił.

- Nie martw się - szepnął. - Masz mnie i chłopaków, nie zostałeś sam.

Po tych słowach zrobiło mi się cieplej na duszy.

~*~

Kilka dni później odbył się pogrzeb mojego brata. Oprócz mnie, księdza i chłopaków pojawiła się nasza matka i pierwsza (i jedyna) dziewczyna Gerarda, Lindsey. Po ceremonii podeszła do mnie, żeby złożyć kondolencje.

- Pewnie ci go brakuje, mimo, że był mordercą.

- Nienawidziłem go, ale jednak był moim bratem.

- Wiesz, Mikey... Muszę ci o czymś powiedzieć.

- O czym?

- Gerard miał rozdwojenie jaźni.

Otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia. Rozdwojenie jaźni?

- Jakim cudem?!

- Tak naprawdę był normalnym człowiekiem, który muchy by nie skrzywdził. Jednak jego chorobowe alter ego tak jakby "przejęło nad nim kontrolę".

- Dlaczego nic mi nie powiedział?

- Bał się twojej reakcji. Poza tym, jego prawdziwe ja ujawniało się tylko wtedy, kiedy przebywał ze mną. Inni ludzie wywoływali złą stronę Gerarda.

- Jakbym wiedział wcześniej... Mógłbym coś zrobić...

- Ja powinnam obwiniać się najbardziej. Trzymając wszystko w tajemnicy doprowadziłam do śmierci wielu osób i samego Gerry'ego.

- Powinnaś porozmawiać z moim chłopakiem. Zna się trochę na psychologii i przeżył tortury. Pomoże ci - uśmiechnąłem się ciepło do Lindsey i objąłem ją. Po chwili dziewczyna poszła, wcześniej obiecując, że zadzwoni. Podszedłem szybko do chłopaków.

- Frank, będziesz terapeutą.

Brunet popatrzył na mnie jak na idiotę.

- Była Gee, Lindsey, potrzebuje pomocy psychologicznej. A kto, jeśli nie ty, może jej pomóc?

- Dobra, niech ci będzie - uśmiechnął się. Chwyciłem go w pasie i skinąłem na Boba i Raya. Skierowaliśmy swe kroki do samochodu blondyna. W bagażniku podzwaniały butelki z alkoholem. Czekała nas długa noc.

~*~

Dom sprzedałem. Zdziwiłem się, że ktoś w ogóle go chciał. Za część pieniędzy kupiliśmy z Frankiem mały domek w Clavertown. Reszta poszła na konto.

Dzięki niezwykłym umiejętnościom Franka, Lin się pozbierała i pozbyła poczucia winy.

Moja matka bardzo polubiła mojego chłopaka. Świetnie im się ze sobą rozmawia, zwłaszcza jak wyśmiewają gości Oprah Winfrey.

Wszyscy wspólnie stwierdziliśmy, że co roku, w rocznicę śmierci Gerarda, będziemy robić huczne afterparty. Gerry by się ucieszył.

Mam wielką nadzieję, że to szczęście, jakie teraz mam, prędko mnie nie opuści.

 ~*~

No, moi kochani, skończyliśmy. Tak jak obiecałam (bo tej obietnicy nie mogłam złamać) wrzuciłam ostatnią część. Końcówka chujowa, ale to jak zawsze.
Co teraz wrzucę, nie wiem. Nowy Frikey wymaga jeszcze od chuja poprawek, a żadnego nowego parta nie mam (nie licząc Kellica; on jednak czeka na 24.04). Jutro wracam do szkoły, więc raczej powinno coś być, ale nie wiem jak prędko.
Jak chcecie poczytać sobie moje wypociny, to wpadnijcie tu: Danger Alcohol - The True Live of the Fabulous Jabol Girl albo tu: Każdy ma w sobie coś z psychopaty (na razie tylko Prolog i to wspólnie z kumpelą pisany, ale jednak). Zresztą, linki i tak są po prawej stronie.
Pozdrawiam was serdecznie, moje robaczki <3

wtorek, 25 lutego 2014

Urodzinówka, żeby nie było, że mnie nie ma


Wiem, jestem złym człowiekiem, bo wam obiecałam tydzień temu koniec Frikeya, ale lenistwo jest straszną chorobą ;P Obiecuję, że dziś w nocy się pojawi ostatnia część, przysięgam na moją fazę na Motionless In White ;)
Teraz tylko taka życzeniówka dla mojego kochanego gitarzysty PTV czyli:


Tak, Tony Perry, zwany Turtle

Jestem na siebie zła, że nie mam shota z nim w roli głównej, ale tak to jest jak się ma jeden zeszyt i sto pomysłów na party ;)
Nie, nie mogłabym nie złożyć mu życzeń z okazji 28. urodzin, zatem
Wszystkiego najlepszego Turtle <3

Na dniach możecie się spodziewać nowej partówki z Perkusją i Basem All Time Low, bo jakoś nie natrafiłam w sieci na shoai z nimi.
Pozdrawiam was serdecznie, tych ewentualnych dwóch czy trzech czytelników :) 

poniedziałek, 10 lutego 2014

Valex - We Go Together Or We Don't Go Down At All


SŁOWO WSTĘPU:

W związku z tym, iż dziś są 31. urodziny wspaniałego Vica Fuentesa, dodaję shota z tymże w roli głównej. Nie rzucajcie się, ostatnia część Frikeya pojawi się w tym tygodniu. Po prostu zbyt mocno uwielbiam tego faceta, żeby nie napisać o nim parta ;) W każdym razie ędżoj :)


~*~

- Zatem tak to ma wyglądać - powiedział Alex, zamykając zeszyt z tekstami.

- Piosenka o dwoistości miłości - mruknął Vic. - Nie, spoko, może być. Ludziom się spodoba.

- Tak sądzisz?

- Jasne. Mi się podoba, to publika na pewno potwierdzi moje zdanie.

- Dzięki - uśmiechnął się Alex.

~*~

- Jak jasna cholera - szepnął Vic, wychodząc z kawiarni. Mike już na niego czekał.

- I jak? Do czego cię wciągnął?

- Piosenka o miłości.

- No jak tak wziąć pod uwagę to, co do niego czujesz, to nawet pasuje.

- Weź przestań. "Pójdziemy na dno razem albo wcale"? W życiu nie mógł lepszego tekstu napisać, serio.

- Już nie przesadzaj, Victor. Przestawisz się na tryb "zakochany nastolatek" i powiesz, że jednak nie bierzesz w tym udziału? Człowieku, masz trzydzieści lat, do cholery!

- I co z tego? - obruszył się szatyn. - Szlag mnie trafi jak będziemy to nagrywać.

- To weź mu to w końcu, kurwa, powiedz. Alex cię raczej nie zabije, nie? A Jalex przecież nie istnieje.

- Frerard też nie istnieje, a dzikie fanki My Chem widzą w jakiejś durnej piosence Leathermouth ukryte podteksty dotyczące rzekomej miłości Franka do Gerarda.

- Matko, to jakby w "Myśli o tobie nie są, kurwa, śmieszne" doszukiwać się miłości Kellina do ciebie. A analizując pod tym kątem tekst Alexa zachowujesz się dokładnie jak te dzikie fanki MCR - powiedział Mike rzeczowo. - Masz paranoję stary.

- Jest przynajmniej powód do zamknięcia mnie w zakładzie.

- Widzę, że dziś z tobą do porozumienia nie dojdę, nastolatku - westchnął brunet.

~*~

- Ale serio, chłopaki, to zajebiście wyszło - stwierdził Zack po przesłuchaniu nagrania.

- Nawet tytuł pasuje. "A Love Like War" - dodał Rian.

- Moim zdaniem, to w tym wszystkim najlepiej wyszła gitara Jacka - powiedział Vic. - Cholernie mi się podoba.

- Dzięki - zaśmiał się Barakat. - Też sądzę, że jest świetna.

- Zatem wersja ostateczna zatwierdzona, materiał idzie na płytę - skwitował Alex. - Dobra robota, panowie.

~*~

- Co za kretyn pisał ten scenariusz?! - wrzasnął Vic.

- Co się tak drzesz, do jasnej cholery? - spytał Mike, ze skrzywioną miną wchodząc do salonu.

- Przeczytaj, przeczytaj co on tu napisał - szatyn podetknął bratu pod nos skrypt. Brunet wziął dokument i odczytał na głos wskazany fragment.

- "Victor i Alex równocześnie sięgają do pudełka z popcornem. Vic kładzie dłoń na dłoni Alexa, po czym spoglądają na siebie i zmieszani zabierają ręce". No ja nie rozumiem o co ci chodzi.

- Chodzi o to, że ja go wręcz przytrzymam, żeby tej ręki nie zabierał.

- Znowu przesadzasz. I znowu włączasz tryb "zakochany nastolatek". Zacznij się wreszcie zachowywać jak na mężczyznę przystało. Miłość miłością, ale trochę racjonalizmu, do cholery! W ten sposób daleko nie zajedziesz.

~*~

- Fuentes, kurwa, w scenariuszu jest napisane, że masz być zmieszany, a nie przerażony, jakby Alex miał trąd. Twoja ręka to nie torpeda, do ciężkiej cholery!

- Wiem co jest napisane w scenariuszu. Przepraszam, ale głowa mnie wręcz napierdala i nie mogę się skupić. Zróbmy chwilę przerwy, wezmę tabletki i wrócimy do pracy. 

Reżyser tylko głośno westchnął, po czym zawołał:

- Pół godziny przerwy! I pamiętaj - zwrócił się do Vica - że masz być gotowy.

- Jasne, postaram się.

"Ja się, kurwa, normalnie wykończę", pomyślał ponuro Vic, kierując się do garderoby. Oczywiście głowa go bolała tak, jak pada śnieg w lipcu na Florydzie. Czyli wcale. Dotknięcie delikatnej skóry Alexa wywoływało u niego dreszcze. Nie potrafił opanować swoich emocji, więc ciągle zachowywał się w tej scenie jak idiota.

Usiadłszy na krześle, oparł łokcie o blat toaletki i ukrył twarz w dłoniach. Nagle ktoś zapukał. Vic przybrał zbolałą minę i wymamrotał słabym głosem "Proszę". Do pomieszczenia wszedł Alex.

- Jak się czujesz? - spytał z troską.

- Tabletki jeszcze nie zaczęły działać, ale jest okej.

- Nie wciskaj mi kitu, przecież widzę, że coś się dzieje.

- Nic się nie dzieje, tylko mnie łeb napieprza.

Gaskarth wziął drugie krzesło, usiadł obok szatyna i popatrzył na niego.

- Mnie nie oszukasz, Victor. Znamy się już wystarczająco długo, żebym mógł poznać, czy coś cię dręczy.

- Chodzi o to, że... - zaczął Vic, ale zdał sobie sprawę, że to nie czas i miejsce na wyznania. - Nie, o nic nie chodzi.

- Do kurwy nędzy, Fuentes! - zaklął Alex, co mu się rzadko zdarzało. - Od kiedy zaczęliśmy nagrywać piosenkę, jesteś jakiś dziwny. Chodzisz taki przygnębiony, jakby Mike trafił na intensywną terapię z podejrzeniem stania się warzywem.

- Nic mi, kurwa, nie jest! - wykrzyknął wzburzony Vic. - Zostaw mnie samego.

Alex tylko spojrzał na niego smutno, wstał bez słowa i wyszedł.

- Jesteś jebniętym kretynem, Vincent, wiesz? - powiedział do siebie szatyn, z głośnym łupnięciem uderzając czołem w blat.

~*~

- Vic, na miłość boską, przestań zachowywać się jak pieprzona królewna!

- O co ci chodzi?

- Alex do mnie dzwonił i pytał, co się z tobą dzieje. Mówił, że na planie kompletnie nie byłeś sobą.

- Jak mam być sobą, skoro dłuższe przebywanie z nim w jednym pomieszczeniu przyprawia mnie o palpitacje?

- "Zakochany nastolatek": reaktywacja. Weź się ogarnij, brat, bo już przeginasz, serio. Zamiast stroić szlachciankę z migreną, wziąłbyś się w końcu do pracy.

- Dajcie mi wszyscy święty spokój!

~*~

- Piosenka jest o dwoistości miłości. To ma być trochę niejasne. To niekoniecznie tyczy się miłości do człowieka, może być po prostu i rzeczy - Alex po chwili zastanowienia odpowiedział na pytanie redaktora "Kerranga!".

- Alex, chłopie, nie musisz kłamać - odezwał się nagle Vic. - Nie ukrywaj naszej miłości. To czas - zawiesił głos - i ja chcę, żeby wszyscy się o nas dowiedzieli.

- Tak, masz rację - powiedział Gaskarth ze śmiechem. - To czas, żeby wszystko wyjaśnić. Cały utwór jest o Vicu i mojej miłości do niego.

~*~

- Victor, do jasnej cholery, nie histeryzuj.

- Chyba mnie do reszty pojebało, żeby z takim tekstem wyjeżdżać. Alex na pewno sobie coś pomyślał i teraz nie będzie chciał mnie znać.

- "Zakochany nastolatek", level czwarty. Jeszcze trochę, a ci przyłożę. Odsuń na bok tę paranoję i zacznij czerpać przyjemność z życia, zamiast martwić się tym, że darzysz Gaskartha uczuciem. Poza tym, chcę cię poinformować, że All Time Low chce zrobić z nami trasę promującą nową płytę.

Vic popatrzył z przerażeniem na Mike'a.

- Wiesz co? Jebnij mnie teraz. Z całej siły, najlepiej głową o ścianę.

- Wcześniej by ci to nie przeszkadzało - zauważył brunet.

- Ale teraz przeszkadza. Wy wszyscy chcecie mnie zabić.

- W każdym razie już postanowione. Zgodziłem się za ciebie.

- Co?! - wrzasnął Vic. - Jesteś nienormalny!

- Będziesz przynajmniej miał okazję, żeby mu to wyznać.

- Nic nie będę wyznawał. Zaśpiewam co trzeba i koniec. Nawet nie będę z nim gadał, nie ma takiej opcji.

~*~

- Sądziłem, że się domyśli.

- Alex, jesteś kretynem? To jest facet, musi mieć to podane jak na tacy. Ty byś się przecież nie domyślił, prawda?

- Jack, proszę cię... Ja nie mam siły, żeby mu to powiedzieć osobiście - Alex westchnął ciężko i opadł na kanapę.

- Barakat ma rację - poparł bruneta Rian. - Vic to nie kobieta, nie ma szóstego zmysłu.

- Poza tym, sam pomyśl - odezwał się Zack. - Czy nie byłoby nawet lepiej powiedzieć mu to prosto w oczy? Zresztą widziałeś, jak się zachowywał przy kręceniu teledysku. Jestem pewien, że on coś do ciebie czuje.

- Przestań pieprzyć, Merrick! - wybuchnął Gaskarth. - Znam go i wiem, że gdyby coś takiego leżało mu na sercu to by mi o tym sam powiedział.

- Widocznie aż tak dobrze go nie znasz. Proponuję, żebyście się spotkali jeszcze przed trasą i sobie wszystko wyjaśnili.

- Ni chuja. Ja mu nic mówić nie będę, poczekamy i zobaczymy jak się sprawa potoczy.

~*~

- No, chłopaki, daliśmy czadu - powiedział Vic, rzucając się na hotelowe łóżko.

- Nie da się ukryć - potwierdził Alex, kładąc się obok niego. Szatyn zesztywniał, ale roześmiał się, z nadzieją, że wypadło to przekonywująco. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że reszta All Time Low i jego brat dziwnie na nich patrzą. - Te wszystkie laski skandujące "Valex Guentes" mnie rozbroiły.

- Pewnie liczyły na to, że się namiętnie pocałujecie, kiedy będę grać solo - zaśmiał się Jack i mrugnął znacząco do Alexa. Ten zgromił go spojrzeniem.

- Ja proponuję to opić - wypalił nagle Zack, wzrokiem pokazując reszcie, że jest okazja do zostawienia chłopaków samych.

- Zajebisty pomysł - podchwycił Mike i skierował się do wyjścia. Pozostali podążyli za nim.

- A wy odpocznijcie, bo to wy jesteście gwiazdami wieczoru - rzucił jeszcze Rian, zanim zamknął za sobą drzwi.

Po ich wyjściu Vic zerwał się z łóżka i podszedł do okna.

- Teraz już ewidentnie widzę, że chodzi ci o mnie - powiedział Alex, podnosząc się i stając obok szatyna. Ten tylko odwrócił głowę.

- Do jasnej cholery, dłużej już nie mogę. Muszę to w końcu z siebie wyrzucić. Tylko proszę, spójrz na mnie.

Vic niechętnie obrócił się w jego stronę.

- Victorze Vincencie Fuentes - zaczął Alex. - Nie wiem, czy ci się to spodoba, czy nie, ale chcę ci powiedzieć, że cię kocham. Tylko tyle, nic więcej.

Przez moment twarz szatyna nie wyrażała żadnych emocji, po chwili jednak szeroko się uśmiechnął i mocno przytulił oniemiałego Gaskartha.

- Nawet nie wiesz jak bardzo chciałem to od ciebie usłyszeć - wyszeptał, po czym pocałował Alexa. W tym momencie do pokoju weszli pozostali z alkoholem.

- Widzę, że w końcu się dogadaliście - zaśmiał się Mike.

- Jak jasna cholera - odparł z uśmiechem jego brat. - Ale to i tak nie ja powiedziałem to jako pierwszy.

- Bo jesteś idiotą - skwitował brunet i wszyscy zaczęli się śmiać.


~*~

Końcówka chujowa, wiem. Nie umiem pisać zakończeń.
Fragment wywiadu przetłumaczony przeze mnie z 1486. numeru "Kerranga!".
Ogólnie to mi pomysł przyszedł przez dzisiejszego Patronusa i miłość do tego gifa:


Czekajcie zatem cierpliwie na Frikeya, może pojawi się w Walę Tynki.
Booya!