sobota, 29 listopada 2014

Z powodów czysto czasowych i technicznych...

...notki dziś nie będzie.
Ja wiem, że czekaliście, ale nie ode mnie to zależy.
Wrzucę nową część zapomnianego Ziana w poniedziałek.
Patrzcie, jakie to suodkie :D


wtorek, 25 listopada 2014

Gotzeus - Alles aus Liebe cz. 4 (i ostatnia)

 
 
Przez Guren, Chuja Białowłosego, dzisiaj dodaję ostatnia część opowiadania.  Chciała dramatyzmu i przez to cały mój plan poszedł jebać się w krzaki.
Nie umiem kończyć, więc jest totalnie beznadziejnie i krótko, bo nie potrafiłam wysilić mózgu.
Mata i się cieszta :D
 
~*~
- Dobra, zaraz tam będę – powiedziałem i szybko się rozłączyłem.  Reus trafił do szpitala po pobiciu.  Poszedł na ustawkę po meczu z Bayerem.  Serio, po każdym bym się tego spodziewał, ale nie po nim.  Najspokojniejszy człowiek, jakiego znam, wszedł w sam środek bitwy kiboli.  Potrząsnąłem głową, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie usłyszałem.
Szybko się ubrałem i wybiegłem z domu.  Skupiony tylko na jednej myśli pędziłem do szpitala, w którym leżał Marco.
Przy wejściu czekał na mnie Ciro.
- No proszę, proszę, a któż to się pojawił? – powiedział z przekąsem.  – Nagle kolega się nawrócił.
- Zamknij się! – wrzasnąłem.  – Lepiej mnie do niego zaprowadź, a nie się czepiasz!
- Okej, okej.  Chodź – Włoch odwrócił się i wszedł do budynku.  Poszedłem za nim.
Po chwili doszliśmy na urazówkę.  Pokój numer trzy, dla mnie to był omen.  Roztrzęsiony, wszedłem do sali.  Łzy mi w oczach stanęły, kiedy ujrzałem go leżącego na łóżku, owiniętego bandażami, poranionego, podłączonego do jakichś kabli.  Rzuciłem się bezmyślnie do niego.
- Reus, nie wiem czy mnie słyszysz, ale wiedz, że nie chciałem, żeby to tak wyszło, naprawdę – zacząłem się tłumaczyć jak kretyn nieprzytomnemu chłopakowi.  Po chwili jednak otworzył oczy.  Ucieszyłem się jak jasna cholera.  W sali byliśmy tylko my dwaj, więc mogłem spokojnie mówić co tylko mi ślina na język przyniosła.
Marco spojrzał na mnie, uśmiechnął się i podniósł rękę.  Czekałem co zrobi, myślałem, że da mi w pysk albo coś podobnego, ale jego dłoń powędrowała do lewej ręki i jednym szybkim ruchem wyrwał wenflon.  Zaczęła się lać krew, a ja, przerażony, wybiegłem z pomieszczenia i wciągnąłem do niego przechodzącą obok pielęgniarkę.  Kiedy kobieta zorientowała się w sytuacji, wezwała lekarza, a mnie wyrzuciła na korytarz i zatrzasnęła drzwi.
- Co mu znowu zrobiłeś, szmaciarzu? – wysyczał wściekły Julian.
- Nic, on sam…  Nie wiem jakim cudem… - zaciąłem się.
- Do rzeczy.
- Wenflon.  Wyrwał go.  Ale dlaczego?
- Götze, ty jesteś taki ślepy czy głupi? – odezwał się Christoph.  – Od kiedy pamiętam Reus miał wyjątkowo słabą psychikę.  Jakbyś ty wiedział co się z nim działo przez te dwa miesiące, to na pewno przyleciałbyś z przeprosinami.  Ale nie, przecież „Pan Doskonały” nie chciał się z nikim z nas kontaktować, no bo po co?  Jeszcze by ktoś mu do rozumu przemówił, a to oczywiście byłaby straszna tragedia!  No po prostu dramat!  Może ci teraz mam opowiedzieć ze szczegółami ile dni Marco przepłakał, ile przeleżał bezczynnie w łóżku, ile noży i nożyczek zabraliśmy z jego zasięgu, ile nie zdążyliśmy zabrać?  Chcesz posłuchać?
Przemowa Kramera zrobiła na mnie potworne wrażenie.  Kompletnie nie wiedziałem co powiedzieć.  Pod wpływem nagłego impulsu wybiegłem ze szpitala.  Trzęsącymi się rękoma wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów i wyciągnąłem jednego.  Przez te nerwy nagle zacząłem palić i to dużo.  Odpaliłem i w tej samej chwili obok mnie pojawiła się Dorina.
- Poczęstujesz? – spytała nieśmiało, gapiąc się w chodnik.  Wyciągnąłem paczkę i zapalniczkę w jej stronę.
- Wiedziałam, że przyjedziesz do szpitala – odezwała się po chwili ciszy.  – Wiedziałam, że nie jesteś aż takim skurwysynem.
- Jak wszyscy jesteście tacy mądrzy, to postawcie się na moim miejscu! – syknąłem wściekle.  – Non stop gadacie, jaka to ze mnie szmata, że go zostawiłem, ale nikomu nie przyjdzie do głowy, żeby spróbować wejść w moją skórę.  Według was jestem bezdusznym potworem, ale tak naprawdę przez te dwa cholerne miesiące wręcz rozrywało mnie od środka.  Problem w tym, że nie potrafię w pięć minut przyswajać takich informacji.  Musiałem z tym zostać sam, zmierzyć się z tą myślą.
- Skoro tak, to dlaczego powiedziałeś Heidi, że Marco jest dla ciebie niczym?
- Nie chcę nic mówić, ale tydzień później dzwoniłem do twojego brata, ale on łaskawie nie raczył odebrać.  A nie chciałem odwiedzać was w domu, bo bałem się, że wasz ojciec zrobi mi krzywdę.  Skoro tak się sprawy miały, to uznałem, że Reus ma mnie za nic, więc się sam wykreśliłem.  Nie sądziłem, że odwali mu na tyle, żeby pchać się w łapy kiboli z Leverkusen.
- To był punkt kulminacyjny.  Wcześniej ranił się w inny sposób.  Już nawet nie będę ci mówić, sam zobaczysz.  Wróćmy może, lepiej być blisko, kiedy coś się stanie.
~*~

Rano obudziłem się w szpitalu.  Potwornie bolała mnie głowa i kompletnie nie mogłem sobie przypomnieć, co się działo poprzedniego dnia.  Właściwie to wszystko mnie bolało.  Jakby mnie ktoś pobił.
To mi otworzyło umysł.  W ciągu chwili przypomniałem sobie każde wydarzenie.  Włącznie z tym, że widziałem Mario i wyrwałem wenflon ze zgięcia łokcia.  Byłem przekonany, że to ostatnie to sen, jednak kiedy spojrzałem na moją lewą rękę i zobaczyłem na niej bandaż, zrozumiałem, że to mi się nie śniło.  Tym bardziej, że parę minut później, nie wiem dokładnie, Götze stanął w drzwiach mojej sali.  Uśmiechnął się i podszedł do mojego łóżka.
- Jesteś prawdziwy, tak? – spytałem cicho, nie mogąc uwierzyć własnym oczom.
- Jak jasna cholera – kiedy dotknął mojej dłoni przeszył mnie dreszcz.  Co mu się stało, że nagle się tutaj pojawił?
- Dorina wczoraj do mnie zadzwoniła i powiedziała, że trafiłeś do szpitala – oznajmił, jakby czytając w moich myślach.  – Nawet przez chwilę się nie zastanawiałem, od razu tu przybiegłem.  Martwię się o ciebie.
- Szkoda, że nie pomartwiłeś się w listopadzie – powiedziałem gorzko.
- Przepraszam.  Dopiero teraz pojąłem, że nie mógłbym bez ciebie żyć.  Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało, osobą, która pierwsza dostrzegła we mnie człowieka.  Nie mógłbym oddać cię nikomu i niczemu za żadne skarby świata.  Utraciłbym wtedy coś, co jest dla mnie najważniejsze.
Myślałem, że się przesłyszałem.  Czy w tym momencie Mario powiedział, że mu na mnie zależy?
- Mógłbyś powtórzyć? – poprosiłem, zdezorientowany.
- Po prostu cię kocham, idioto – chłopak pochylił się nade mną powoli i delikatnie pocałował.  Uświadomiłem sobie, że nie było sensu płakać, ciąć się i rzucać pod pięści rozszalałym kibicom.  Wystarczyło poczekać.  Zrozumiałem, że chyba powinienem się zmienić i nie reagować tak uczuciowo.
- Próbowałeś się zabić przeze mnie, tak? – to pytanie kompletnie zbiło mnie z pantałyku.
- Sam nie wiedziałem, co wtedy robiłem.  Po prostu szedłem i dostałem w pysk, nie myślałem o tym w kategoriach samobójstwa, chociaż wcześniej rozważałem taką możliwość.
Mario spojrzał na mnie, przerażony.
- Nie widziałem sensu w życiu.  Depresja instant.
- Wybacz, ale nie umiem tego ogarnąć.
- Nie musisz.  To było dawno i nieprawda.  Nie przejmuj się.
- Jak w ogóle mogłem być taki głupi i cię zostawić?
- Powiedziałem: nie przejmuj się.  Wyjdę stąd i wszystko będzie po staremu.
- Mam wyrzuty…
- Zamknij się i mnie pocałuj – w tej chwili do szczęścia nie potrzeba mi było niczego więcej.  W momencie, kiedy wargi Mario zetknęły się z moimi, wręcz straciłem świadomość.  Jak przez mgłę słyszałem czyjś radosny śmiech.  To na sto procent była Heidi.  Chyba jednak muszę jej za coś podziękować.
- No, w końcu się zeszliście! – usłyszałem wrzask Juliana.  Zdecydowanie muszę jej za coś podziękować.
~*~
The end! :D
Nie wiem co pojawi się w przyszłym tygodniu.  Albo to będzie kolejna część zapomnianego przeze mnie Ziana, albo to co zapowiadałam ostatnio, czyli opowiadanie identyczne z naturalnym.  W każdym razie: coś się pojawi :D
Chyba, że po wtorkowym meczu Borussen coś mi się usra i napiszę jakiegoś dziwnego shota, nie wiem.
Liczę na komentarze i fajnie by było, jakbyście może zareklamowali :D

sobota, 15 listopada 2014

Gotzeus - Alles aus Liebe cz. 3

Przychodzę dziś do was z trzecią, i na pewno nie ostatnią, częścią shota, gdyż Guren (pozdro dla Białowłosego Chuja <3) chciała więcej dramatyzmu.  Nie umiem pisać dramatycznie, więc wyszło beznadziejnie.
Fragmenty pomiędzy czerwonymi znacznikami i inną czcionką to perspektywa Mario.
Indżoj :D
 
~*~
Momentalnie podniosłem się z krzesła.
- Heidi mi o wszystkim powiedziała – odezwał się beznamiętnym tonem.
 
„Jak to <<powiedziała>>?”, pomyślałem ze zdziwieniem.
- Uważam, że powinniśmy przez jakiś czas przestać się widywać.
Te słowa zmroziły mi krew w żyłach.  Przestać się widywać?  Nogi mi zmiękły i opadłem z powrotem na krzesło, nie mogąc uwierzyć własnym uszom.
- Wybacz, ale nie ma innego wyjścia.  Do zobaczenia… kiedyś – powiedział i wyszedł, zostawiając mnie samego z szalejącym w umyśle tornadem.  Zrobiło mi się słabo.  Nie spodziewałem się, że powie „Też cię kocham”, ale myślałem, że wszystko zostanie po staremu, że nadal będziemy kumplami.  Miało być pięknie, a wyszło jak zawsze.
Nie wiem ile tak siedziałem, nie mogąc pojąć co się właśnie stało.  Po pewnym czasie z oczu zaczęły mi płynąć łzy.  Rozpłakałem się jak dziecko i zacząłem wrzeszczeć z rozpaczy.  Najzwyczajniej w świecie odechciało mi się żyć.  Kompletnie nie wiedziałem co ze sobą zrobić.  Byłem doszczętnie rozbity.
Parę minut, czy może godzin, później, do mojego pokoju weszła Dorina.  Chciałem jej powiedzieć, żeby się wynosiła, ale nie byłem w stanie wydobyć z siebie nawet słowa.  Usiadła na łóżku i popatrzyła na mnie.
- Młoda mi opowiedziała co się stało – odezwała się po chwili ciszy.
- Co się stało?! – wykrzyczałem, zrywając się gwałtownie z miejsca. – Moje życie zakończyło się w momencie, kiedy ona mu to powiedziała – ostatnie słowo mocno zaakcentowałem.  – Miała to zrobić delikatnie, a nie prosto z mostu!
- Nie obrażaj się na nią.  Chciała ci tylko pomóc.
- Pomóc?!  Dziękuję za taką pomoc!  Odczepcie się wszyscy ode mnie, nie chcę z nikim rozmawiać.
Moja siostra tylko westchnęła, podniosła się i bez słowa wyszła.  Zaraz po tym uderzyłem pięścią w ścianę i rzuciłem się na łóżko.  Cała energia ze mnie odpłynęła.
~*~
Następnego dnia nie poszedłem do szkoły.  Nie miałem najmniejszej ochoty patrzeć na Mario.  Ból psychiczny zmienił się w ból fizyczny – czułem się jakbym przez parę godzin non stop biegał za piłką.  Z łóżka nie ruszyłem się aż do czternastej, kiedy to w moim pokoju pojawił się Ginter.
- Cześć, Marco.  Słyszałem co się stało i wpadłem pogadać.
- Wyjdź, nie wracaj i powiedz to pozostałym.  Nie zamierzam z nikim gadać, nie zamierzam się stąd ruszać, chcę cierpieć w samotności – powiedziałem, powoli wstając.
- Stary, wyglądasz jak wrak człowieka.  Nie możesz się tak zamartwiać, bo jeszcze coś sobie zrobisz.
- A wiesz, myślałem o tym – mruknąłem, patrząc na Matthiasa spode łba.
- Nawet tak nie mów! – wykrzyknął i mocno mnie uścisnął.  Nie miałem siły się wyrwać, więc staliśmy tak dłuższą chwilę.  – Wiem, co czujesz, też miałem podobnie.  Zobaczysz, tydzień, dwa i ci przejdzie – powiedział, kiedy mnie puścił.
- Nic mi nie przejdzie.  Moja własna rodzona siostra zniszczyła mi życie.  Nic już nie będzie takie samo jak przedtem.
- Przestań tak mówić.  Zrozumiałbym twój stan, gdyby ci nagle cała rodzina zginęła w wypadku.  Ale to tylko złamane serce, do cholery!
- Złamane serce?  To coś o wiele gorszego.  Nawet nie jestem w cholernym friendzone, on mnie nie chce znać.
Ginter wyglądał na zdziwionego.
- Co, o tym nikt ci nie powiedział?  Że Mario tak po prostu wyjechał z tekstem, że powinniśmy zakończyć wszelką znajomość?  Że to koniec jakichkolwiek relacji między nami?  Nie wiesz nic o tym?
Chłopak spuścił wzrok.  Chyba nieźle go zaskoczyłem tą informacją, ale wtedy nie miało to dla mnie najmniejszego znaczenia.  Marzyłem tylko o tym, żeby ktoś mnie zabił.
- Wynoś się stąd.  Nie potrzebuję gównianego pocieszenia.  Możesz przekazać chłopakom, żeby do mnie nie przychodzili ani nie dzwonili.  Nie będę się z nikim kontaktował.
Matthias popatrzył na mnie smutno, pożegnał się cicho i wyszedł.  Wróciłem z powrotem do łóżka i znów zacząłem gapić się bezmyślnie w sufit.  Założyłem tylko na uszy słuchawki i włączyłem głośno muzykę, żeby niczego nie słyszeć.
~**~
- Götze, ty jebany debilu, jak mogłeś mu to zrobić?! – wydarł się na mnie Ginter, kiedy wpuściłem go do domu.
- Ale o co chodzi? – udałem głupiego, chociaż doskonale wiedziałem, co ma na myśli.
- Nie rób ze mnie idioty, wiesz o co mi chodzi!  Jak mogłeś być takim zimnym skurwysynem?!
- Nie miałem innego wyjścia.  Nie było sensu kontynuować czegokolwiek, po prostu.
- Nie było sensu?!  Stary, co ty pierdolisz?  Coś ci mózg wyprało?  Bo nie wierzę, że zrobiłeś to z własnej, nieprzymuszonej woli.
- A jeżeli tak, to co?  Zaskoczony?  Jak masz mi prawić morały, to lepiej wyjdź – otworzyłem szeroko drzwi i wskazałem ręką na wyjście.  Matthias tylko spojrzał na mnie groźnie i wypadł jak burza z mojego mieszkania.  Zatrzasnąłem drzwi i spokojnie poszedłem na górę, do swojego pokoju.
Kompletnie nie rozumiałem o co ta cała afera.  Przecież nie mogę się nadal kontaktować z Reusem, bo jeszcze by coś odwalił, a ja nie zamierzam się pakować w jakieś chore gierki.  Poza tym, jak by cała ta historia wyciekła do szkolnej społeczności, miałbym nieźle przerąbane.  Nie mam specjalnie ochoty niszczyć swojej reputacji, mimo, że mnie ona cholernie irytuje.
Usiadłem przed biurkiem i włączyłem komputer.  Chyba tylko po to, żeby się zdenerwować.  Pięć wiadomości na Facebooku i cztery na ICQ, wszystkie dotyczące tego samego.  Ja pierdolę, ile można?  Zachowują się, jakbym co najmniej rozszarpał Reusa żywcem.  A chłopak przecież żyje i ma się dobrze, nie?  Co za idioci…
Szybko się wylogowałem i wyłączyłem to ustrojstwo.  Telefon też musiałem wyłączyć, bo ciągle ktoś dzwonił.  Na miłość boską, oni mnie wykończą.
~**~
Kiedy dwa tygodnie później Reusa nadal nie było w szkole, przyznam, zacząłem się trochę niepokoić.  Zasadniczo, przypuszczałem jakąś grypę czy coś, ale oczywiście chłopaki ciągle mi powtarzali, że to przeze mnie, że ma depresję, że sobie krzywdę robi.  Bla, bla, bla.  Byłem pewien, że to wymyślają, żebym poleciał i się przed nim ukorzył.  Jeszcze czego.
- Mario, czekaj! – kiedy wychodziłem z budy usłyszałem za sobą wołanie.  Odwróciłem się i ujrzałem biegnącą w moją stronę Heidi.  Tylko jej mi do szczęścia brakowało.
- Czego chcesz? – spytałem.
- Pogadać.  O moim…
- Nie będę o nim rozmawiał – przerwałem jej w pół zdania.
- Ale Mario…
- Powiedziałem coś, tak?  Czy wam tak ciężko jest pojąć, że  nie chcę mieć z nim nic wspólnego?
- On cię potrzebuje, zrozum.  Chociaż jako przyjaciela.
- Dla niego jestem już nikim.  Dopóki mu nie przejdzie, on dla mnie również nie istnieje.  Proste?
Dziewczynie łzy w oczach stanęły.  Od kiedy taka obrończyni uciśnionych się z niej zrobiła?
- Nie masz serca! – wrzasnęła, zwracając na nas uwagę ludzi dookoła.
- Zamknij się! – syknąłem.  – Podjąłem decyzję i zamierzam się jej trzymać.  Na razie – odwróciłem się i szybko zwiałem.  Nie będzie mi jakaś gówniara mówiła co mam robić.
~**~
Zasadniczo nie pamiętam co działo się ze mną przez te dwa miesiące.  Żyłem wtedy jakby w innym świecie.  Nie mogłem się pogodzić ze słowami Mario.
„Uważam, że powinniśmy przez jakiś czas przestać się widywać”.
To jedno zdanie sprawiło, że cały mój świat się zawalił.  Liczyłem jednak po cichu na to, że minie jakiś tydzień, może dwa i wróci, i powie mi, że nadal możemy być przyjaciółmi, bez względu na to, co do niego czuję.  Niestety, nic takiego się nie stało.  Całe dziewięć tygodni kompletnie wyjętych z życia.
Przyznam, że z tego dołka wyciągnęła mnie miłość do futbolu.  Chłopaki i moje siostry wspólnie zabrali mnie ostatniego dnia stycznia na mecz z Bayerem Leverkusen.  W sumie poszedłem z nimi tylko dlatego, że już w sierpniu planowałem ten wypad.  Gdy tylko wszedłem na stadion momentalnie cała energia wróciła i poczułem się jak nowonarodzony.  Kiedy wygraliśmy dwa do zera, życie stało się jeszcze piękniejsze.
Lecz gdy tylko opuściliśmy Signal Iduna Park wszystko powróciło do mnie ze zdwojoną siłą.  Przypomniał mi się ten listopadowy mecz z Paderborn, noc, którą spędził u mnie Mario, opowiadanie Heidi.  Zniknąłem więc z pola widzenia tak szybko, jak się tylko dało.
W sam środek zgrupowania kiboli Dortmundu i Leverkusen.
~**~
Nie chciałem odbierać kolejnej serii telefonów od Doriny, ale kiedy liczba nieodebranych połączeń osiągnęła cholernie wysoki poziom, nieźle wkurzony, oddzwoniłem do niej.
- Co się tak do mnie dobijasz, do jasnej cholery? – mruknąłem wściekle do telefonu.  Kiedy usłyszałem słowa dziewczyny, myślałem, że śnię.
- Gdzie jest Marco? – spytałem, potwornie przerażony.  Modliłem się, żeby nie powtórzyła tego samego co przed chwilą.
 
~*~
 
W przyszłym tygodniu notka też pewnie w sobotę, ale pewności nie mam, bo jak zwykle dużo mam na głowie :P Pozdrawiam was, Czytelnicy, i dziękuję za 1500 (słownie: półtora tysiąca) wyświetleń <3
(Aneks: pierdolony Blogger, mam ustawioną czcionkę i wyównanie tekstu w szablonie, a się znowu coś jebie ;x Wybaczcie :)

sobota, 8 listopada 2014

Gotzeus - Alles aus liebe cz. 2

 
Zatem dodaję kolejną część notki powrotnej :D
Specjalnie wstałam o 9 rano, żeby napisać tych kilka stron (dokładnie niecałe trzy), żeby obietnicy dotrzymać :)
Jestem średnio zadowolona z tej części, chciałam, żeby to było trochę inaczej, ale ocena należy do was :D
Nie przedłużając, zapraszam do czytania :)
 
~*~
Stali sobie spokojnie z boku chodnika i namiętnie się całowali.  Mina Matthiasa była bezcenna.  Najpierw szeroko otworzył usta ze zdumienia, potem się zasmucił, żeby wreszcie przybrać potwornie gniewny wyraz twarzy.  Zanim zdążyliśmy go powstrzymać, rzucił się w kierunku papużek nierozłączek, rozdzielił ich i z całej siły uderzył faceta prawym sierpowym.  Sandra zaczęła wrzeszczeć, a my szybko podbiegliśmy i odciągnęliśmy Gintera na bezpieczną odległość.  Dopiero po dłuższej chwili się uspokoił, a wtedy blondyna momentalnie zaczęła się tłumaczyć.  Chłopak nagle jakby oklapł, cała dotychczasowa energia z niego uszła, odwrócił się na pięcie i powoli zaczął iść przed siebie.  Popatrzyliśmy tylko z chłopakami na dziewczynę jak na, nie przymierzając, dziwkę spod latarni, i ruszyliśmy za Matthiasem.

- Stary, tyle razy ci mówiliśmy, żebyś rzucił ją w cholerę, bo cię w chuja robi, a ty nas nie słuchałeś – po powrocie do domu Mario, Draxler zaczął swoją standardową przemowę. – A teraz widzisz, przyłapałeś ją na gorącym uczynku i teraz będziesz nam tu rozpaczał.
- Zamknij się – mruknął brunet i pociągnął solidny łyk piwa.
- Nie załamuj się Matti, jak nie ta, to inna – próbowałem jakoś go pocieszyć, ale tym tekstem jeszcze bardziej go zasmuciłem.
- Ona była jedyna w swoim rodzaju.  Drugiej takiej w życiu nie znajdę.
- I się ciesz – odezwał się Christoph. – Gdybyś miał znowu trafić na taką szmatę to przecież byś się zapłakał.  No powiedz mi, po co ci druga taka puszczalska?
- Przestalibyście już, naprawdę – wtrącił się Mario. – Chłopak ledwo żyje, a wy mu jeszcze gwóźdź do trumny wbijacie. Postawcie się tak na jego miejscu.  Wy chyba nie chcielibyście słuchać marnych słów pocieszenia, gdyby to was coś takiego spotkało.
Ginter tylko uśmiechnął się, jakby dziękując.
Zmiana tematu poszła nam średnio, zresztą i tak jakąś godzinę później wszyscy zasnęliśmy.
 
~*~

Dwa tygodnie później całą grupą wybraliśmy się na mecz Dortmundu z SC Paderborn.  Mimo potwornego sezonu naszych liczyliśmy na to, że tym razem im się uda wygrać.  W końcu jakim przeciwnikiem jest Paderborn?  Okej, może nasi nie popisali się w spotkaniu z Hamburgiem, ale już nie przesadzajmy.
Oczywiście, jak wszyscy się spodziewali, wreszcie została przerwana zła passa żółto-czarnych.  Wygraliśmy dwa do zera.  Zasadniczo gówno nam to dało, bo podskoczyliśmy zaledwie o jedno miejsce w górę, w związku z czym nadal Dortmund jest w ciemnej dupie.  Ale przynajmniej Matthias wyleczył złamane serce i w sumie szybko się pocieszył, bo na meczu poznał całkiem miłą dziewczynę.  Przez to ze stadionu wyszliśmy w piątkę.
- Chłopaki, nie wiem jak wy, ale ja się cieszę, że Ginter trafił na taką fajną laskę – powiedział Mario, kiedy zaszyliśmy się u mnie w domu.
- Też się cieszę – przytaknął Christoph. – Wreszcie będzie się zachowywał normalnie, a nie jakby mu matkę zabili.  Już powoli zaczynałem mieć dosyć tych jego ciągłych rozpaczliwych tekstów i tych łez w oczach na widok Sandry.
- Ale ona to naprawdę niezła szmata – odezwał się Ciro. – Najpierw go zdradza z każdym, a potem w łachę przychodzi i przeprasza, że to nie tak jak myśli, że źle ich zrozumiał i że ona chce znów z nim być.
- Mam nadzieję, że tym razem taka sytuacja się nie powtórzy.  Nie chciałbym, żeby mu coś odwaliło, bo koleś ma słabą psychikę – powiedziałem.
W tym momencie na cały regulator rozbrzmiał refren „Sonne” Rammsteinu – znak, że dzwoni pani Draxler.  W ten sposób zostało nas czterech.
- Nie chcę nic mówić, ale towarzystwo nam się wykrusza – zauważyłem.
- W istocie.  Wybaczcie, panowie, ale i na mnie już pora – odezwał się wpatrzony w telefon Kramer.  – Wiem, że jest dopiero ósma, ale ojciec mnie wzywa, nie wiem po jaką cholerę, skoro jutro i tak jest niedziela.
Trzech.  A godzinę później tylko dwóch.
- Dziwię się, Mario, że i ciebie nie poniosło – skrzywiłem się.
- Nie poniosło, bo dzisiaj rodziców odwiedziła ciotka, której nienawidzę.  Moi bracia też gdzieś znikli i pewnie wrócą dopiero jutro rano.  Nie wiem co zrobię ze sobą tej nocy, bo do domu na pewno nie wrócę.
- Jak chcesz to możesz zostać u mnie – uśmiechnąłem się. – Moi starzy poszli na urodziny do koleżanki mojej matki, a dziewczyny nie będą miały nic przeciwko, przecież one cię kochają.
- A kto mnie nie kocha? – zaśmiał się brunet.  No właśnie, kto cię nie kocha?
- Kogo kocha?  Nasz ulubiony braciszek ma kogoś na oku? – do mojego pokoju nagle weszły moje siostry.
- Nie ma.  Wypad z baru – mruknąłem, niezadowolony.
- Oj no weź przestań.  Co, już nie można sobie posiedzieć w gronie najbliższych? – powiedziała z przekąsem Dorina.
- Dobra, siadajcie – poddałem się.  – Ale nie zacznijcie mi tu zaraz gadać o jakichś głupotach, bo na kopach stąd wyrzucę.
- Uspokój się, Marco, przecież nie będziemy wam przeszkadzać.  Nie przeszkadzajcie sobie w miłosnej schadzce – zaśmiała się Heidi.  Myślałem, że ją zabiję, ale w ostatniej chwili powtrzymał mnie Götze.
- Stary, spokojnie, to tylko dwie laski, co się przejmujesz?
- Bo mnie denerwują – miałem wielką nadzieję, że nie zrobiłem się czerwony na twarzy, bo cholerna Heidchen była trochę blisko ze swoimi słowami.
No cóż, nie wiem co mi się stało, ale przez te trzy tygodnie zacząłem jakby widzieć w Mario kogoś więcej, niż tylko dobrego przyjaciela.  Praktycznie od tego przeklętego Halloween nie mogłem przestać o nim myśleć.  Chociaż i tak pewnie źle się wyraziłem.  Po prostu jakoś tak sobie uświadomiłem, że chyba jednak ta cała moja niechęć do niego była raczej próbą wyparcia z umysłu tego, że ja coś do niego czuję.  Ale przecież nikomu o tym nie powiem, bo jeszcze by mnie wyśmiali i narobili wstydu.  Chłopaki zaczęliby robić sobie ze mnie żarty, a siostry na siłę próbowałyby mnie wyswatać.  Trochę ciężko mi tak samemu się z tym zmagać, ale na razie nie mam wyjścia.
- No popatrzcie tak na siebie – odezwała się Dori. – Pasowalibyście do siebie.
Postarałem się zrobić dobrą minę do złej gry i uśmiechnąłem się.  Objąłem Mario i zrobiłem dzióbek.
- Tak bardzo uroczo, no nie? – spytałem z lekkim przekąsem w głosie.  Wszyscy zaczęli się śmiać.
- Chłopaki pewnie jakby nas teraz zobaczyli to padliby trupem na miejscu – powiedział Mario.
- I byłoby tak jak w komediach romantycznych.  Nienawiść zmieniła się w miłość – rozmarzyła się Heidi.
- Nie przesadzaj, siostra, aż tak się nie zamierzamy rozpędzać.  Jesteśmy tylko kumplami – mówiąc to,  miałem ochotę wrzeszczeć, że to nieprawda, ale w ostatniej chwili się powstrzymałem.  – I tak niech pozostanie.
- Założę się, że jakbyście byli sławnymi piłkarzami, to powstałby paring.  Tylko ciekawe jakby się nazywał? - zastanowiła się Dorina.
Götze przez chwilę wyglądał, jakby o tym myślał, aż wreszcie oznajmił:
- Gotzeus.
- Jak ty to połączyłeś? – spytałem.
- Normalnie.  Nazwiska.  Czytam od czasu do czasu różne fanfiki i tak jakoś mi to wpadło do głowy.  No wiesz, jak te wszystkie Frerardy i Jalexy.
- Widzę, że kolega w temacie – ucieszyła się Heidi.  – Wiesz, ja tak sobie od czasu do czasu machnę jakieś opowiadanko, to tak sobie pomyślałam…
- Żebym ocenił?
- Dokładnie.  Tylko się nie popłacz, jak będziesz czytał „Heirate mich”.
- Po tytule wnioskuję, że sparowałaś członków Rammsteinu.  Chyba zaczynam się bać – zaśmiał się brunet.
- Wzięłam dwóch najprzystojniejszych, odmłodziłam trochę i jakoś poleciało.  Pani starsza siostra stwierdziła, że to nawet niezłe jest pod względem fabularnym, bo na kanonie się nie zna.
- Stawiam na Lindemanna i Schneidera, mam rację?
- No.  Podejrzewam, że nawet gdyby to było napisane jak romanse Danielle Steel, to i tak by mnie zjechali od góry do dołu, bo jak można pisać fanfiki o Rammsteinie?! – teatralnie wykrzyknęła Heidchen.
- Czytałem raz takie jedno polskie.  Słyszałem, że było takie złe, że ktoś przetłumaczył je na niemiecki i udostępnił w necie, żeby inni cierpieli katusze czytając to coś.  Wystarczyła mi mniej więcej strona w wordzie, żeby zacząć się nieźle wkurwiać.  Jak przeczytałem to do końca to aż mnie bracia browarem cucili, bo mnie zmogło.  Podeślę ci link, to się przekonasz.
- Spoko.  Ej, panowie, nie obrazicie się, jak o was napiszę opowiadanie?
Chciałem jej ten pomysł dość brutalnie wybić z głowy, ale nawet nie zdążyłem ręki podnieść, kiedy Mario się zgodził.  Heidi spojrzała na mnie.  Zrezygnowany kiwnąłem głową.  Przecież to nie może być takie straszne.
~* ~
Tydzień później gotowe dzieło wylądowało na moim biurku.  Nie podobał mi się cały ten pomysł, ale przeczytałem to z czystej ciekawości.  Zabawne, że moja siostra opisała praktycznie to, co zamierzałem zrobić za jakiś czas.  Telepatia, czy co?
- I jak?  Podobało się? – usłyszałem za sobą jej głos.  Odwróciłem się wraz z krzesłem.
- Nawet fajne, masz talent.  Powinnaś to wrzucić na jakiegoś bloga.
- Wiem, że fajne, bo życie pisze najlepsze scenariusze – nie rozumiałem o co jej chodzi. – Marco, przecież my obie z Dori wiemy, że się kochasz w Mario.
Otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia, ale zaraz przypomniałem sobie, że mam to negować.
- Pogrzało cię?  Przecież on jest tylko i wyłącznie moim kumplem.
- Tak, jasne.  A ja jestem królewna Śnieżka – zakpiła dziewczyna. – Słuchaj, bracie, przed nami nie musisz się ukrywać.  Jesteśmy rodziną w końcu, nie?
- Podobno z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach – powiedziałem z przekąsem.
- Oj weź przestań.  Domyśliłyśmy się tego dopiero wczoraj.  Znamy cię na wylot i potrafimy odczytać każdą twoją reakcję.  Tak ładnie grałeś, że normalnie czapki z głów!
- Zamknij się – mruknąłem i spuściłem głowę.
- Spokojnie, stary.  Jak chcesz to możemy ci jakoś pomóc, a jeśli nie to nie będziemy robiły niczego na siłę.  Powiedz tylko słowo.
- Sęk w tym, że ja nie chcę.  Boję się.  Wiesz, zrozumiem, jeśli da mi kosza i pozostaniemy dalej kumplami, ale jeśli nie będzie chciał się do mnie odzywać, to ja tego nie przeżyję.
- Mam pomysł.  Dam mu to opowiadanie do przeczytania i dołączę jakieś notatki na marginesie, może się domyśli o co chodzi, mimo, że to facet.
- Tak myślisz?
- Tak myślę.  Dobra, to dawaj mi ten zeszyt i zaraz się tym zajmę – Heidi skierowała się do drzwi.  Na odchodnym dodała jeszcze: - Pamiętaj, że masz nas i jakby coś się działo, zawsze ci pomożemy – uśmiechnęła się i wyszła.  W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.  Wiedziałem, że to Mario i miałem wielką ochotę zapaść się pod ziemię.  Każda minuta czekania napawała mnie coraz większym strachem.  Nigdy w życiu tak bardzo się nie bałem jak właśnie teraz.
Czara przelała się w momencie, kiedy w drzwiach mojego pokoju stanął Mario.
 
~* ~
Wiem, że może trochę krótko, ale nie miałam weny wcześniej, żeby coś napisać, a rano musiałam oprócz pisania jeszcze jeść, uczesać się, ubrać i zrobić parę innych rzeczy, a miałam półtorej godziny do wyjścia.  Zalety jeżdżenia autobusem do szkoły :P
Obstawiam, że będzie jeszcze tylko jedna część, ale nie mam pewności.  Zapowiadam, że po skończeniu tego opowiadania, wrzucę mojego shocika, którego zaczęłam pisać na rozruszanie weny i, jak widać, opłaciło się.  Wszelkie podobieństwa do tego Gotzeusa będą zupełnie przypadkowe :P
Piszę ten tekst w Translatorze Google z tłumaczeniem na niemiecki, więc wkleję i tamten tekst, tak dla jaj :P
Kocham was, dzieci <3
--------
Ich weiß, es vielleicht ein wenig zu kurz, aber ich hatte keine Inspiration früh, um etwas zu schreiben, und am Morgen hatte ich noch neben schriftlich zu essen, ihr Haar getan, dress up und ein paar andere Dinge, und ich hatte eine halbe Stunde zu gehen. Die Vorteile der im Bus zur Schule: P
Ich wette, dass es nur ein Teil davon zu sein, aber ich bin mir nicht sicher. Warnt, dass nach Abschluss dieser Geschichte, ich werfe meine shocika, die ich begonnen, auf Start Inspiration zu schreiben und, wie Sie sehen können, zahlte sie ab. Jegliche Ähnlichkeiten zu diesem Gotzeusa wird völlig zufällig sein: P
Ich schreibe diesen Text in der Google Übersetzer, Übersetzung ins Deutsche, so dass Text und Einfügen, so für Eier: P
Ich liebe dich, Kinder <3


(Aneks: ten mecz z Paderborn jeszcze się nie odbył, więc to wyłącznie fikcja, ta wygrana *chociaż mam nadzieję, że jednak tak się stanie*
Imiona sióstr Marco sa wymyślone przeze mnie, bo nie mogłam nigdzie znaleźć tych prawdziwych)