Zatem dodaję kolejną część notki powrotnej :D
Specjalnie wstałam o 9 rano, żeby napisać tych kilka stron (dokładnie niecałe trzy), żeby obietnicy dotrzymać :)
Jestem średnio zadowolona z tej części, chciałam, żeby to było trochę inaczej, ale ocena należy do was :D
Nie przedłużając, zapraszam do czytania :)
~*~
Stali sobie spokojnie z boku chodnika i
namiętnie się całowali. Mina Matthiasa
była bezcenna. Najpierw szeroko otworzył
usta ze zdumienia, potem się zasmucił, żeby wreszcie przybrać potwornie gniewny
wyraz twarzy. Zanim zdążyliśmy go
powstrzymać, rzucił się w kierunku papużek nierozłączek, rozdzielił ich i z
całej siły uderzył faceta prawym sierpowym.
Sandra zaczęła wrzeszczeć, a my szybko podbiegliśmy i odciągnęliśmy
Gintera na bezpieczną odległość. Dopiero
po dłuższej chwili się uspokoił, a wtedy blondyna momentalnie zaczęła się tłumaczyć. Chłopak nagle jakby oklapł, cała
dotychczasowa energia z niego uszła, odwrócił się na pięcie i powoli zaczął iść
przed siebie. Popatrzyliśmy tylko z
chłopakami na dziewczynę jak na, nie przymierzając, dziwkę spod latarni, i
ruszyliśmy za Matthiasem.
- Stary, tyle razy ci mówiliśmy, żebyś
rzucił ją w cholerę, bo cię w chuja robi, a ty nas nie słuchałeś – po powrocie
do domu Mario, Draxler zaczął swoją standardową przemowę. – A teraz widzisz,
przyłapałeś ją na gorącym uczynku i teraz będziesz nam tu rozpaczał.
- Zamknij się – mruknął brunet i
pociągnął solidny łyk piwa.
- Nie załamuj się Matti, jak nie ta, to
inna – próbowałem jakoś go pocieszyć, ale tym tekstem jeszcze bardziej go
zasmuciłem.
- Ona była jedyna w swoim rodzaju. Drugiej takiej w życiu nie znajdę.
- I się ciesz – odezwał się Christoph. –
Gdybyś miał znowu trafić na taką szmatę to przecież byś się zapłakał. No powiedz mi, po co ci druga taka
puszczalska?
- Przestalibyście już, naprawdę –
wtrącił się Mario. – Chłopak ledwo żyje, a wy mu jeszcze gwóźdź do trumny
wbijacie. Postawcie się tak na jego miejscu.
Wy chyba nie chcielibyście słuchać marnych słów pocieszenia, gdyby to
was coś takiego spotkało.
Ginter tylko uśmiechnął się, jakby
dziękując.
Zmiana tematu poszła nam średnio, zresztą
i tak jakąś godzinę później wszyscy zasnęliśmy.
~*~
Dwa tygodnie później całą grupą
wybraliśmy się na mecz Dortmundu z SC Paderborn. Mimo potwornego sezonu naszych liczyliśmy na
to, że tym razem im się uda wygrać. W
końcu jakim przeciwnikiem jest Paderborn?
Okej, może nasi nie popisali się w spotkaniu z Hamburgiem, ale już nie
przesadzajmy.
Oczywiście, jak wszyscy się spodziewali,
wreszcie została przerwana zła passa żółto-czarnych. Wygraliśmy dwa do zera. Zasadniczo gówno nam to dało, bo podskoczyliśmy
zaledwie o jedno miejsce w górę, w związku z czym nadal Dortmund jest w ciemnej
dupie. Ale przynajmniej Matthias
wyleczył złamane serce i w sumie szybko się pocieszył, bo na meczu poznał
całkiem miłą dziewczynę. Przez to ze
stadionu wyszliśmy w piątkę.
- Chłopaki, nie wiem jak wy, ale ja się
cieszę, że Ginter trafił na taką fajną laskę – powiedział Mario, kiedy zaszyliśmy
się u mnie w domu.
- Też się cieszę – przytaknął Christoph.
– Wreszcie będzie się zachowywał normalnie, a nie jakby mu matkę zabili. Już powoli zaczynałem mieć dosyć tych jego
ciągłych rozpaczliwych tekstów i tych łez w oczach na widok Sandry.
- Ale ona to naprawdę niezła szmata –
odezwał się Ciro. – Najpierw go zdradza z każdym, a potem w łachę przychodzi i
przeprasza, że to nie tak jak myśli, że źle ich zrozumiał i że ona chce znów z
nim być.
- Mam nadzieję, że tym razem taka
sytuacja się nie powtórzy. Nie
chciałbym, żeby mu coś odwaliło, bo koleś ma słabą psychikę – powiedziałem.
W tym momencie na cały regulator
rozbrzmiał refren „Sonne” Rammsteinu – znak, że dzwoni pani Draxler. W ten sposób zostało nas czterech.
- Nie chcę nic mówić, ale towarzystwo
nam się wykrusza – zauważyłem.
- W istocie. Wybaczcie, panowie, ale i na mnie już pora –
odezwał się wpatrzony w telefon Kramer. –
Wiem, że jest dopiero ósma, ale ojciec mnie wzywa, nie wiem po jaką cholerę,
skoro jutro i tak jest niedziela.
Trzech.
A godzinę później tylko dwóch.
- Dziwię się, Mario, że i ciebie nie
poniosło – skrzywiłem się.
- Nie poniosło, bo dzisiaj rodziców odwiedziła
ciotka, której nienawidzę. Moi bracia
też gdzieś znikli i pewnie wrócą dopiero jutro rano. Nie wiem co zrobię ze sobą tej nocy, bo do
domu na pewno nie wrócę.
- Jak chcesz to możesz zostać u mnie –
uśmiechnąłem się. – Moi starzy poszli na urodziny do koleżanki mojej matki, a
dziewczyny nie będą miały nic przeciwko, przecież one cię kochają.
- A kto mnie nie kocha? – zaśmiał się
brunet. No właśnie, kto cię nie kocha?
- Kogo kocha? Nasz ulubiony braciszek ma kogoś na oku? – do
mojego pokoju nagle weszły moje siostry.
- Nie ma. Wypad z baru – mruknąłem, niezadowolony.
- Oj no weź przestań. Co, już nie można sobie posiedzieć w gronie
najbliższych? – powiedziała z przekąsem Dorina.
- Dobra, siadajcie – poddałem się. – Ale nie zacznijcie mi tu zaraz gadać o
jakichś głupotach, bo na kopach stąd wyrzucę.
- Uspokój się, Marco, przecież nie
będziemy wam przeszkadzać. Nie
przeszkadzajcie sobie w miłosnej schadzce – zaśmiała się Heidi. Myślałem, że ją zabiję, ale w ostatniej
chwili powtrzymał mnie Götze.
- Stary, spokojnie, to tylko dwie laski,
co się przejmujesz?
- Bo mnie denerwują – miałem wielką
nadzieję, że nie zrobiłem się czerwony na twarzy, bo cholerna Heidchen była
trochę blisko ze swoimi słowami.
No cóż, nie wiem co mi się stało, ale
przez te trzy tygodnie zacząłem jakby widzieć w Mario kogoś więcej, niż tylko
dobrego przyjaciela. Praktycznie od tego
przeklętego Halloween nie mogłem przestać o nim myśleć. Chociaż i tak pewnie źle się wyraziłem. Po prostu jakoś tak sobie uświadomiłem, że
chyba jednak ta cała moja niechęć do niego była raczej próbą wyparcia z umysłu
tego, że ja coś do niego czuję. Ale
przecież nikomu o tym nie powiem, bo jeszcze by mnie wyśmiali i narobili
wstydu. Chłopaki zaczęliby robić sobie
ze mnie żarty, a siostry na siłę próbowałyby mnie wyswatać. Trochę ciężko mi tak samemu się z tym zmagać,
ale na razie nie mam wyjścia.
- No popatrzcie tak na siebie – odezwała
się Dori. – Pasowalibyście do siebie.
Postarałem się zrobić dobrą minę do złej
gry i uśmiechnąłem się. Objąłem Mario i
zrobiłem dzióbek.
- Tak bardzo uroczo, no nie? – spytałem
z lekkim przekąsem w głosie. Wszyscy
zaczęli się śmiać.
- Chłopaki pewnie jakby nas teraz
zobaczyli to padliby trupem na miejscu – powiedział Mario.
- I byłoby tak jak w komediach
romantycznych. Nienawiść zmieniła się w
miłość – rozmarzyła się Heidi.
- Nie przesadzaj, siostra, aż tak się
nie zamierzamy rozpędzać. Jesteśmy tylko
kumplami – mówiąc to, miałem ochotę
wrzeszczeć, że to nieprawda, ale w ostatniej chwili się powstrzymałem. – I tak niech pozostanie.
- Założę się, że jakbyście byli sławnymi
piłkarzami, to powstałby paring. Tylko
ciekawe jakby się nazywał? - zastanowiła się Dorina.
Götze przez chwilę wyglądał, jakby o tym
myślał, aż wreszcie oznajmił:
- Gotzeus.
- Jak ty to połączyłeś? – spytałem.
- Normalnie. Nazwiska.
Czytam od czasu do czasu różne fanfiki i tak jakoś mi to wpadło do
głowy. No wiesz, jak te wszystkie
Frerardy i Jalexy.
- Widzę, że kolega w temacie – ucieszyła
się Heidi. – Wiesz, ja tak sobie od
czasu do czasu machnę jakieś opowiadanko, to tak sobie pomyślałam…
- Żebym ocenił?
- Dokładnie. Tylko się nie popłacz, jak będziesz czytał
„Heirate mich”.
- Po tytule wnioskuję, że sparowałaś
członków Rammsteinu. Chyba zaczynam się
bać – zaśmiał się brunet.
- Wzięłam dwóch najprzystojniejszych,
odmłodziłam trochę i jakoś poleciało.
Pani starsza siostra stwierdziła, że to nawet niezłe jest pod względem
fabularnym, bo na kanonie się nie zna.
- Stawiam na Lindemanna i Schneidera,
mam rację?
- No.
Podejrzewam, że nawet gdyby to było napisane jak romanse Danielle Steel,
to i tak by mnie zjechali od góry do dołu, bo jak można pisać fanfiki o
Rammsteinie?! – teatralnie wykrzyknęła Heidchen.
- Czytałem raz takie jedno polskie. Słyszałem, że było takie złe, że ktoś
przetłumaczył je na niemiecki i udostępnił w necie, żeby inni cierpieli katusze
czytając to coś. Wystarczyła mi mniej więcej
strona w wordzie, żeby zacząć się nieźle wkurwiać. Jak przeczytałem to do końca to aż mnie
bracia browarem cucili, bo mnie zmogło.
Podeślę ci link, to się przekonasz.
- Spoko.
Ej, panowie, nie obrazicie się, jak o was napiszę opowiadanie?
Chciałem jej ten pomysł dość brutalnie
wybić z głowy, ale nawet nie zdążyłem ręki podnieść, kiedy Mario się
zgodził. Heidi spojrzała na mnie. Zrezygnowany kiwnąłem głową. Przecież to nie może być takie straszne.
~* ~
Tydzień później gotowe dzieło wylądowało
na moim biurku. Nie podobał mi się cały
ten pomysł, ale przeczytałem to z czystej ciekawości. Zabawne, że moja siostra opisała praktycznie
to, co zamierzałem zrobić za jakiś czas.
Telepatia, czy co?
- I jak?
Podobało się? – usłyszałem za sobą jej głos. Odwróciłem się wraz z krzesłem.
- Nawet fajne, masz talent. Powinnaś to wrzucić na jakiegoś bloga.
- Wiem, że fajne, bo życie pisze
najlepsze scenariusze – nie rozumiałem o co jej chodzi. – Marco, przecież my
obie z Dori wiemy, że się kochasz w Mario.
Otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia,
ale zaraz przypomniałem sobie, że mam to negować.
- Pogrzało cię? Przecież on jest tylko i wyłącznie moim
kumplem.
- Tak, jasne. A ja jestem królewna Śnieżka – zakpiła
dziewczyna. – Słuchaj, bracie, przed nami nie musisz się ukrywać. Jesteśmy rodziną w końcu, nie?
- Podobno z rodziną najlepiej wychodzi
się na zdjęciach – powiedziałem z przekąsem.
- Oj weź przestań. Domyśliłyśmy się tego dopiero wczoraj. Znamy cię na wylot i potrafimy odczytać każdą
twoją reakcję. Tak ładnie grałeś, że
normalnie czapki z głów!
- Zamknij się – mruknąłem i spuściłem
głowę.
- Spokojnie, stary. Jak chcesz to możemy ci jakoś pomóc, a jeśli
nie to nie będziemy robiły niczego na siłę.
Powiedz tylko słowo.
- Sęk w tym, że ja nie chcę. Boję się.
Wiesz, zrozumiem, jeśli da mi kosza i pozostaniemy dalej kumplami, ale
jeśli nie będzie chciał się do mnie odzywać, to ja tego nie przeżyję.
- Mam pomysł. Dam mu to opowiadanie do przeczytania i
dołączę jakieś notatki na marginesie, może się domyśli o co chodzi, mimo, że to
facet.
- Tak myślisz?
- Tak myślę. Dobra, to dawaj mi ten zeszyt i zaraz się tym
zajmę – Heidi skierowała się do drzwi.
Na odchodnym dodała jeszcze: - Pamiętaj, że masz nas i jakby coś się
działo, zawsze ci pomożemy – uśmiechnęła się i wyszła. W tym momencie zadzwonił dzwonek do
drzwi. Wiedziałem, że to Mario i miałem
wielką ochotę zapaść się pod ziemię.
Każda minuta czekania napawała mnie coraz większym strachem. Nigdy w życiu tak bardzo się nie bałem jak
właśnie teraz.
Czara przelała się w
momencie, kiedy w drzwiach mojego pokoju stanął Mario.
~* ~
Wiem, że może trochę krótko, ale nie miałam weny wcześniej, żeby coś napisać, a rano musiałam oprócz pisania jeszcze jeść, uczesać się, ubrać i zrobić parę innych rzeczy, a miałam półtorej godziny do wyjścia. Zalety jeżdżenia autobusem do szkoły :P
Obstawiam, że będzie jeszcze tylko jedna część, ale nie mam pewności. Zapowiadam, że po skończeniu tego opowiadania, wrzucę mojego shocika, którego zaczęłam pisać na rozruszanie weny i, jak widać, opłaciło się. Wszelkie podobieństwa do tego Gotzeusa będą zupełnie przypadkowe :P
Piszę ten tekst w Translatorze Google z tłumaczeniem na niemiecki, więc wkleję i tamten tekst, tak dla jaj :P
Kocham was, dzieci <3
--------
Ich weiß, es vielleicht ein wenig zu kurz, aber ich hatte keine Inspiration früh, um etwas zu schreiben, und am Morgen hatte ich noch neben schriftlich zu essen, ihr Haar getan, dress up und ein paar andere Dinge, und ich hatte eine halbe Stunde zu gehen. Die Vorteile der im Bus zur Schule: P
Ich wette, dass es nur ein Teil davon zu sein, aber ich bin mir nicht sicher. Warnt, dass nach Abschluss dieser Geschichte, ich werfe meine shocika, die ich begonnen, auf Start Inspiration zu schreiben und, wie Sie sehen können, zahlte sie ab. Jegliche Ähnlichkeiten zu diesem Gotzeusa wird völlig zufällig sein: P
Ich schreibe diesen Text in der Google Übersetzer, Übersetzung ins Deutsche, so dass Text und Einfügen, so für Eier: P
Ich liebe dich, Kinder <3
(Aneks: ten mecz z Paderborn jeszcze się nie odbył, więc to wyłącznie fikcja, ta wygrana *chociaż mam nadzieję, że jednak tak się stanie*
Imiona sióstr Marco sa wymyślone przeze mnie, bo nie mogłam nigdzie znaleźć tych prawdziwych)