środa, 27 maja 2015

The Wake cz.1


Wiem, wiem, jak zwykle pozaczynałam fhui i nie podokańczałam, zabijcie mnie za to.
Mam jednak ostatnio fazę na Ashestoangels i Fearless Vampire Killers, so tak sobie napisałam początek shota, bo dla mnie pairing Crilly x Kemp is life.
No i Crilly zebrał już 7 lajków na asku, lol.
W każdym razie nie wiem kiedy się pojawią kolejne częsci pozaczynanych opowiadań, na razie macie to, bo mi się to cholernie podoba i sobie wrzucę, a co.

~*~

15 marca 2015


Dzisiaj, 15 marca, mija dokładnie rok od kiedy straciłem mojego ukochanego i zarazem najlepszego przyjaciela. Do końca życia nie zapomnę tego, co się wtedy stało.


Zabawne, że dopiero teraz zdobyłem się na odwagę, żeby to wszystko opisać. Tego samego dnia rok temu napisałem w dzienniku tylko jedno zdanie.


„Kier nie żyje".


Pomyśleć, że jeszcze dzień wcześniej pisałem, że się cieszę, że go mam i że może w końcu powiem mu co do niego czuję.


Ale nie zdążyłem. Równo punkt dwunasta dostałem telefon od jego matki, że potrącił go rozpędzony samochód. Podobno nie było czego zbierać. Nie wiem. Na pogrzebie trumna była zamknięta, jego rodzice nie zgodzili się na otworzenie. Słyszałem od kogoś, że wcale nie wyglądał tak źle. Nie wiem.


Dziwię się sobie, że w jakąś depresję nie wpadłem czy coś. W sumie to chyba zasługa tego, że wyłączyłem się na miesiąc ze społeczeństwa. A potem poznałem Willa.


Gdyby nie Francis to pewnie by mnie w zakładzie zamknęli, bo rodzice nie umieli w żaden sposób na mnie wpłynąć, no i zawalałem szkołę. Koleś totalnie przywrócił mnie do życia.


Nigdy mu się za to nie będę w stanie odwdzięczyć.


~*~

Nie wiem czy dobrym pomysłem było pójście na cmentarz w środku nocy, ale przynajmniej mogłem być sam ze swoimi myślami i tym jednym nagrobkiem, który wciąż sprawiał mi ból.


Byłem w stanie go odnaleźć nawet z zamkniętymi oczami, tyle miesięcy prawie codziennie go odwiedzałem. Leżały już na nim dwie wiązki kwiatów, oba od jego rodziny. Starałem się za wszelką cenę nie patrzeć na zdjęcie na nagrobku, na które uparła się jego matka. Zrobione ledwie dwa tygodnie przed jego śmiercią: uśmiechnięty, radosny siedemnastolatek.


Położywszy kwiaty musiałem otrzeć oczy, żeby powstrzymać napływające do nich łzy. Nie chciałem znów płakać, nie teraz. Gdybym się rozkleił chyba nawet Will nie byłby w stanie przywrócić mnie do normalnego stanu.


Nagle zesztywniałem, mając nieodparte wrażenie, że ktoś mi się przygląda. Z natury nie jestem specjalnie strachliwy, ale w takiej scenerii chyba każdy by się bał. Z ledwością powstrzymałem krzyk, kiedy ktoś lodowatymi dłońmi chwycił mnie za ramiona.


- Nie okazuj strachu, one to czują – odezwała się trzymająca mnie postać. Nie mógłbym pomylić tego głosu z żadnym innym.


- Kier? – wyszeptałem, nie wierząc własnym uszom.


- Tak, to ja. Wiem, że jesteś zaskoczony, ale nie pora teraz na wyjaśnienia. Weź głęboki wdech i zamknij oczy, wiem, że boisz poruszać się z dużą prędkością.


Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, moje ciało zostało zamknięte w żelaznym uścisku i poderwane do góry. Zakręciło mi się w głowie, więc szybko wciągnąłem powietrze i mocno zacisnąłem powieki.


Nie mam zielonego pojęcia ile trwała ta dziwna podróż, być może zaledwie parę chwil, jednak ja miałem wrażenie, że to były godziny. W każdym razie, kiedy poczułem twardy grunt pod stopami, otworzyłem w końcu oczy.


- Boże, jeśli istniejesz, nie pozwól mi się obudzić – powiedziałem cicho, przytulając się do Kiera najmocniej jak potrafiłem.


- Uwierz mi, nie śnisz – usłyszałem. Zdziwiony odsunąłem się i spojrzałem na niego pytająco. – Chodzi o to, że ja wciąż żyję. Ale nie do końca.


- Możesz nie bawić się w metafory?


- Wierz lub nie, ale jestem wampirem. Nieumarłym mordercą, żywiącym się ludzką krwią.


Mogę przysiąc, że w tym momencie serce na ułamek sekundy mi stanęło.


- Doobra… - zacząłem, nie wiedząc nawet od czego – Czyli ja od roku chodzę na grób, w którym nie ma ciała, tak? Od roku cierpię, bo straciłem połowę serca, od roku próbuję sobie jakoś ułożyć życie od nowa, wypełnić tę cholerną pustkę po tobie, a ty nagle mi wyskakujesz z byciem wampirem?! Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę co ja przeżywałem? Co przeżywam nadal? Mogłeś mi chociaż dać jakoś znać, że ciągle tu jesteś!


- Uspokój się, Crilly. Gdybym naprawdę mógł, zrobiłbym to już dawno. Po prostu przechodziłem przemianę wyjątkowo długo i zanim nauczyłem się opanowywać głód minęło sporo czasu. Nie chciałem cię zabić, dlatego czekałem aż tyle, żeby wreszcie cię zobaczyć.


Zamyśliłem się na chwilę, próbując przyswoić nowe informacje, jednak tej nocy mój umysł najzwyczajniej w świecie się przeciążył. Zorientowawszy się po krótkiej chwili gdzie jesteśmy, prawie bezwiednie wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem po Willa. Był zdziwiony, że do niego dzwonię i to jeszcze z miejsca prawie trzy kilometry za miastem. To właściwie nie miało dla mnie żadnego znaczenia.


- Lepiej się stąd zabierz, bo kiedy Francis cię zobaczy, to raczej nie będzie zachwycony – mruknąłem, patrząc się uporczywie na czubki swoich trampek.


- Nie zostawię cię tu samego, jest środek nocy.


- Zostawisz, bo cię o to proszę. A ty mi nigdy nie odmawiałeś.


Jedyne co po dłuższej chwili usłyszałem to ciężkie westchnienie i cichy szum. Podniosłem wzrok, ale Kiera już nie było.


W oczekiwaniu na przyjazd Willa wlepiłem wzrok w drogę prowadzącą do miasta i zacząłem nucić piosenki z kreskówek, żeby jakoś choć na moment zapomnieć o tym, co się przed chwilą działo.


On żyje. Nawet jeśli jest potworem. Żyje. I przynajmniej teoretycznie ma się dobrze.


Boże.


Na szczęście już po paru minutach usłyszałem dźwięk jadącego auta i na horyzoncie pojawił się fioletowy ford Willa, który chwilę potem zatrzymał się dokładnie przy mnie. Francis wyglądał na poważnie zmartwionego. Bez słowa wsiadłem do samochodu i ruszyliśmy w drogę powrotną.


- Skąd ty się tam w ogóle wziąłeś, co, Adam? – spytał mnie, kiedy już znaleźliśmy się w jego mieszkaniu.


- Jak ci powiem prawdę to mi za cholerę nie uwierzysz.


- Chciałbym chociaż spróbować.


- On nie umarł, stary, rozumiesz? Nie umarł.


- Masz na myśli Kiera? Przecież jego rodzice widzieli ciało. Policja, straż pożarna, pogotowie. To fizycznie niemożliwe.


- Możliwe. Sam go widziałem. I sam mnie tam zabrał. On jest wampirem, ogarniasz? Wampirem.
Zabawne w tym wszystkim było to, że Francis nie wyglądał na szczególnie zaskoczonego.


- Okej – powiedział powoli. – Ale przecież wampiry nie istnieją.


- Wychodzi na to, że jednak istnieją. Mówię ci przecież, że sam go widziałem. I to nie mogła być halucynacja, bo do halunów nie można się przytulić i haluny nie latają. Przysięgam ci, Will, to szczera prawda.


- Martwię się o ciebie, Crilly. To co mówisz jest cholernie niedorzeczne.


- Wiedziałem. Wiedziałem, że tak będzie.


- Słuchaj, Adam. Dochodzi trzecia. Połóż się spać, pogadamy o tym rano, jak już ochłoniesz.


Nie miałem ochoty się z nim teraz kłócić, więc posłusznie poszedłem do jego sypialni i rzuciłem się na łóżko, licząc barany.


~*~
Jak to zwykle bywa z bloggerem, ustawiona przeze mnie czcionka w wordzie nie wyświetliła się, so musiałam wszystko pozmieniać. Jeżeli tak jak zwykle coś się z nią spierdoli, to już nie moja wina, czepiać się Gugli.
Mam nadzieję, że się spodobało, Will Francis jest w tym opowiadaniu nieprzypadkowo, odwaliło mi ostatnio również na Aiden i Williama Controla.
Google Pojebuntos: spowolniony Translator Google pisze:
"(...) rów trola"
oraz
"(...) I cling to Gugliano."
Wesołego Dnia Dziecka :D


wtorek, 5 maja 2015

Krótkie ogło


W związku z tym, iż ostanio nie mam w ogóle czasu, muszę fhui uzupełniać zaległości, a w przyszłą środę mam egzamin z matmy, nie mam kiedy pisać. Dopisałam parę zdań, ale to się nawet długością na twittera nie nadaje. Postaram się teraz coś dosmarować, może w przyszłym tygodniu coś wrzucę, nie wiem co.
Mam jeszcze takie pytanie do ludzi, którzy wciąż obserwują bloga:  wpadł mi ostatnio podczas zmywania taki pomysł, żeby napisać One Week Shot. Co to znaczy?
Chodzi o to, że przez cały tydzień, codziennie, będę publikowała jedną część shota. Tematem jest "Statek Miłości" - wybrane przeze mnie i przez was postacie będą na tygodniowym rejsie wzdłuż jakiejś rzeki (to jest jeszcze do ustalenia) i, jak sama nazwa wskazuje, znajdą tam miłość. Pairingi będą zupełnie z dupy, zarówno hetero, jak i homo.
Jak się patent podoba? Warty uwagi i męczarni z pisaniem? Opłaca się zaczynać, czy to tylko strata czasu? Będę wdzięczna za wszystkie uwagi, jak również i ewentualne sugestie co do fabuły i postaci, które mają tam wystąpić. Fanserwis pełną gębą :D
Na razie to chyba wszystko, więc życzę przeżycia wśród burz i zapewniam, że u mnie wcale nie jest ładniej, bo zdrowo piździ i aż się chałupa trzęsie :P
Miłego dnia, dzieci :D

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Cashby - Would You Still Be There



Tak jak już wspominałam w aktualnościach, przybywam dzisiaj do was z quickshotem Cashby. Pisałam to równo dwie godziny i dziewięć minut i mam nadzieję, że nie wyszło chujowo :D


~*~


- Ashby, do cholery, gdzie ty się szlajasz?!  - wrzasnąłem, lekko poirytowany.  – Wszystko już przygotowane, zaraz wchodzimy na scenę, a ty gdzieś uciekasz!  I nie mów mi, że cię trema zżera, bo w to nie uwierzę.

- Przepraszam, nagle spanikowałem.  Wiem, że mi nie wierzysz, ale ty mi nigdy nie wierzysz jak prawdę mówię.

- Dobra, zamknij się już.  Na scenę i łap się za gitarę.

Okej, przyznam, że zauważyłem, że z Alanem jest coś nie tak, ale dwie minuty przed początkiem koncertu nie mogłem pozwolić, żeby wszystko wzięło w łeb.  Bilety były totalnie wyprzedane, kupa ludzi tłoczyła się przy scenie, zrobienie zawodu naszym fanom po prostu nie było możliwe.  Zwłaszcza, że połowa setlisty była złożona z kawałków z Restoring Force, wszyscy czekali na to, żeby usłyszeć na żywo Broken Generation czy Would You Still Be There.

Więc chcąc nie chcąc wypchnąłem rudzielca zza kulis i sam wyszedłem z mikrofonem, uśmiechając się jak kretyn.  Wrzask ludzi zagłuszał moje własne myśli, ale to było zajebiste.  Widzieć tylu młodych, którym podoba się nasza muzyka, którym wręcz życie uratowała – bezcenne.

Koncert zaczęliśmy jednak od Second & Sebring.  Cała widownia śpiewała razem ze mną i Aaronem.  Cholera, nigdy nie przestanę tego przeżywać jakby to był pierwszy raz.  Emocje zawsze są ogromne i chyba będą takie zawsze.

Ale przecież musiało się coś spieprzyć.  Jak w trakcie większości koncertów, musiał być pocałunek, musiało być show.  Would You Still Be There było doskonałą do tego okazją.  Instrumental, moment jak zwykle, jednak w chwili, kiedy nasze usta się zetknęły, Alan zareagował jakby piorunem dostał.  Odskoczył jak oparzony, a zanim zdążyłem zareagować znów musiałem drzeć się do mikrofonu.

Przy Identity Disorder Ashby wyglądał jakby wpadł w depresję instant.  Starał się prezentować jak zwykle, dla przeciętnego obserwatora wszystko było w porządku, ale ja znałem go na tyle dobrze, że wiedziałem, że coś się stało.

Nie byłem tylko pewny co.

~*~

Po koncercie chłopakom zachciało się robić imprezę w pokoju Phila i Vala.  Spoko, doborowe towarzystwo, moi kumple i Architects, którzy grali przed nami.  Zdziwiłem się cholernie, kiedy Ashby nagle odmówił udziału w zabawie.  Zmartwiłem się, szepnąłem kilka słów Aaronowi i zostałem z Alanem, przecież nie mogłem go zostawić samego.

- Stary, co jest? – spytałem, kiedy pokój opustoszał.  Rudy nie odpowiedział, przekręcił się tylko na bok i odwrócił do mnie plecami.  Trzeba było spróbować inaczej.  Usiadłem przy nim na łóżku i położyłem dłoń na jego ramieniu.  Strząsnął ją ze złością.

- Daj mi spokój, Austin – powiedział cicho, ale stanowczo.  Nie spodobało mi się to.

- Jeszcze się nie zdarzyło, żebyś opuszczał imprezę.  Martwię się.

- To przestań i zostaw mnie samego – mruknął z twarzą wciśniętą w poduszkę.

Westchnąłem i powoli wstałem.  Przed wyjściem spojrzałem jeszcze na niego, ale nawet nie odwrócił głowy.

Na korytarzu oparłem się o ścianę.  Co się z nim, do jasnej cholery, dzieje?  Chory jest?  Ktoś mu umarł?  Zawsze ze sobą gadaliśmy, jak któryś miał problem, a teraz nagle Ashby się ode mnie odsuwa.  Co jest nie tak?

Mój natłok myśli przerwał Aaron, który właśnie wyszedł z pokoju obok.

- Wiesz co się z nim stało? – spytał, stając koło mnie.

- A skąd.  Odwrócił się ode mnie i kazał spadać.  Zachowuje się, jakbym mu krzywdę zrobił.

- Spoko, ja spróbuję z nim pogadać.  Poczekaj tu chwilę, jak czegoś się dowiem od razu ci przekażę, okej?

Zgodziłem się, bo co innego miałem robić w tej sytuacji.  Z lekkim niepokojem obserwowałem Aarona wchodzącego do pokoju.  Powiedzieć, że pięć minut przeżywałem jakby to były lata, to za mało.  Serce waliło mi jak oszalałe, a w głowie kłębiły się różne złe myśli.  Bałem się.  Bałem się jak jasna cholera.

~*~

Kiedy usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi mocniej wcisnąłem twarz w poduszkę.

- Jeśli to ty, Austin, to wyjdź – mruknąłem tylko.

- Nie, to nie Austin – rozpoznałem głos Pauleya.

Z niechęcią podniosłem się i spojrzałem na niego.

- Czego chcesz? – spytałem, starając się wyglądać na zmęczonego.

- Porozmawiać.  Co ci się stało?

- Nic.  Wszystko okej – wzruszyłem ramionami.

- Pieprzenie.  Już na koncercie zauważyłem, że coś się z tobą dzieje.  W sumie to nawet wcześniej byłeś jakiś nieswój, zwłaszcza w obecności Austina.  Wyjaśnij mi to.

- A co ja ci mam wyjaśniać?! – wrzasnąłem, zrywając się z łóżka.  – To, że Carlile działa na mnie tak, że nie sposób oddychać?  Że kiedy patrzy mi w oczy to prawie mdleję?  A może to, że kiedy nie ma go przy mnie to czuję się, jakbym umarł?

- To dlaczego mu tego po prostu nie powiesz?

- Bo nie jestem samobójcą.  Co, mam podejść do niego i powiedzieć „Hej, Austin, kocham cię i nie umiem bez ciebie żyć”?  Chyba cię pojebało, Pauley.

- Wybacz, nie umiem nic na to poradzić.  Ale mam dla ciebie propozycję.  Wyjdź stąd i zachowuj się jak normalny Ashby.  Nie pozwól mu martwić się o ciebie.  Wiesz dobrze, że ma kłopoty z sercem.  Chodź z nami na imprezę i wyluzuj, a jutro przemyślisz wszystko na spokojnie.

- Mówisz to tak, jakby rybka mi zdechła.

- No dawaj.  Uśmiechnij się i idziemy.

~*~

Kiedy obaj wyszli na korytarz, poczułem jakby kamień spadł mi z serca.  Obaj wyglądali, jakby nic nie było na rzeczy.  Ucieszyło mnie to.

- Przepraszam, stary, po prostu jakoś doła załapałem – powiedział Alan, klepiąc mnie po ramieniu.  – Pogadaliśmy i jest okej.  Idziemy?  Phil i Tino pewnie się niepokoją.

Roześmiałem się.  Wrócił stary, dobry Ashby.

~*~

Następnego dnia rano zrobiłem to, co polecił mi Aaron:  po cichu wyszedłem na dach hotelu i, gapiąc się w dół, zacząłem myśleć o całej sprawie.  Jemu to łatwo powiedzieć:  wyznaj wszystko prosto z mostu.  Gorzej, że mimo mojej całej zajebistej pewności siebie, akurat to jest mega trudne.  Niby poczułbym się lepiej mówiąc to Austinowi, ale skoro trzymam to w sobie prawie trzy lata, to dałbym chyba radę jeszcze trochę.

Tyle, że nie.

Nagle zaczęło mi to sprawiać problem.  Te wszystkie tweety, pocałunki na scenie, to całe show.  Tak jakbyśmy to robili tylko po to, żeby fanki miały się czym jarać.  Carlile pewnie myśli o tym w ten sposób, więc po co miałbym mu to powiedzieć?

Po jakimś czasie wręcz poczułem, że nie jestem na tym dachu sam.  Miałem wrażenie, jakby ktoś spojrzeniem wwiercał mi się w plecy.  Nie chciałem się odwracać, bo praktycznie byłem pewien, że to Austin.

- Skąd wiedziałeś, że tu jestem? – spytałem, nie podnosząc nawet głowy.

- Nietrudno było się tego domyślić – no i miałem rację.  – Jednak coś się stało.

- Czy ja przypadkiem nie wspominałem, że wszystko gra? – stał za mną, a ja modliłem się, żeby nie zauważył, że drżę.

- Mnie nie oszukasz, Ashby, i dobrze o tym wiesz.

- Pewnie Pauley ci wypaplał.  Zabiję go, jak tylko go zobaczę.

- Co wypaplał?

~*~

Zdziwiły mnie słowa Alana.  Wypaplał?  Czyżby oni coś przede mną ukrywali?

- Nic.  I chwała Bogu, że o tym nie wiesz.

- O czym? – spytałem, czując, że zaraz usłyszę coś, co zmrozi mi krew w żyłach.  Rudy odwrócił się do mnie z dziwnym smutkiem w oczach.

- Chyba powinienem odejść z zespołu – że co?!  Skąd mu w ogóle taki pomysł przyszedł do głowy?

- Powtórz to.

- Austin, ja tak dłużej nie mogę.

- Powiesz mi chociaż, dlaczego?

- Nie.  To zbyt osobiste.

Gdybym mógł rozpłynąć się w powietrzu na pewno bym to teraz zrobił.

- Nie możesz, Ashby, rozumiesz?!  Nie możesz! – wykrzyknąłem, chwytając go za ramiona.

- Niby czemu?

Wtedy zrobiłem coś, czego pragnąłem od miesięcy.  Zbliżyłem swoją twarz do jego i go pocałowałem, ale tak szczerze, z jebaną miłością.  Tym razem jednak się nie odsunął.

- Domyślasz się już? – spytałem, kiedy oderwaliśmy się od siebie.  Alan posłał mi uśmiech, który tak bardzo kochałem.

- Tak.  I wiesz co?  Ja ciebie też – powiedział i mocno się do mnie przytulił.

- Więc wciąż chcesz tu być? – kiwnął lekko głową.  Więcej do szczęścia nie było mi potrzeba.  Wystarczył mi tylko ten szalony, rudy dwudziestotrzylatek.
~*~
Od razu przepraszam za ewentualne chujnie w formatowaniu, wcale się nie zdziwię, jak po opublikowaniu będzie zjebane ;/
Co do planów na następne notki... Nie wiem, nie wypowiem się. Na razie się cieszę, że BVB wygrało z Paderborn 3 - 0 i nastawiam się na sobotni mecz z Eintrachtem i wtorkowy półfinał DFB-Pokal z Bayernem.
Co będzie to będzie, śledźcie aktualności :D Miłego wygrzewania się na słonku :D
*"Immediately apologize for any formatting chujnia" - kocham Translator Google*


poniedziałek, 9 marca 2015

Radioactive cz. 1

 
W końcu mnie jakaś wena wróciła i wrzucam pierwszą część shota, którą napisałam wczoraj, zupełnie na spontana (pisałam, zamiast sprzątać, ave ja).  Wiem, że miałam dodać coś zupełnie innego, ale nie mogę się jakoś do tego zabrać, wybaczcie mnie :P
Nie sprawdzałam błędów, dlategóż poprawcie mnie, drogie dziatki, jak coś zauważycie.
Zapraszam również na nowego bloga, zwłaszcza wszystkich fanów Jackassów i ekipy CKY:  monster-slayers.blogspot.com
 
~*~
 
- Angie, ja nie rozumiem czemu ty się tak ciągle na niego patrzysz.  Ani toto ładne, ani błyskotliwe…
- Głupia jesteś, Katie!  Jest mega przystojny, a to, że mu w matmie nie idzie to nie oznacza, że jest debilem.
- Kompletnie oszalałaś na jego punkcie.  Gdyby nie to, że jesteś prymuską w angielskim, pewnie byś teraz siedziała na poprawkach, bo w ogóle nie słuchasz nauczyciela.  Gdybym ci notatek nie pożyczała, pewnie cały zeszyt miałabyś zarysowany głupimi wróżbami i serduszkami.  I nie, nie mów mi, że metalowi nie wypada i tego nie robisz, bo chyba z tobą siedzę w jednej ławce.
- Oj no weź, Kats, tobie się to nigdy nie zdarzyło?  Czeekaj, zdarzyło się!  Cały czas się zdarza!
- No starszy akurat jest okej…  Nie wypominaj mi, no!
- Dobra, dobra, obie mamy na siebie haki, więc może przejdźmy wreszcie do nauki, bo ta cholerna biologia mnie zaraz zabije.
~*~
- Jak już zapowiadałem tydzień temu, dzisiaj dobierzecie się w pary do projektu.  Zanim jednak to nastąpi, pozwólcie, że objaśnię wam wszystko.  Do wyboru macie dwie formy pracy – prezentację multimedialną lub zwykły referat.  Macie na to trzy tygodnie czasu.  Drogą głosowania tematem zostały katastrofy atomowe  - nie wiedzieć czemu, uczniowie cicho zachichotali. – Nie śmiejcie się, naprawdę większość z was to wybrała.  W sumie to się nawet wam nie dziwię, bo wojna secesyjna i Pearl Harbor nawet na lekcjach wam do gustu nie przypadły.  Zatem róbta, co chceta, ale dogadajcie się między sobą, żeby nie było takiej sytuacji, że wszyscy zrobią pracę o Czarnobylu.
W tym momencie ręka Angie wystrzeliła do góry.
- Słucham, Halliwell.
- Nie wiem jeszcze z kim będę pisać, ale zaklepuję sobie Czarnobyl – po tych słowach klasa spojrzała na nią ze złością.  – Hehe, kto pierwszy, ten lepszy – zaśmiała się cicho i uśmiechnęła się triumfalnie.
- Dobrze, Angelo, zapiszę to teraz.  Resztę proszę o ustalenie tematów i zgłoszenie się do mnie na koniec lekcji, ewentualnie zaraz po lunchu, bo później mnie nie ma.  Dziękuję za uwagę – zakończył historyk i usiadł za biurkiem.  W sali natychmiast rozpoczęły się rozmowy.
- Dobra, Kat, teraz trzeba tak to wykołować, żeby dobrać się w pary z chłopakami – powiedziała cicho Angie, rozglądając się dookoła.
- Chyba nie będziemy długo czekać – szepnęła Katie, patrząc nad głową dziewczyny.  Ta, zaintrygowana, odwróciła się i ujrzała przed sobą braci Fuentes, uśmiechniętych od ucha do ucha.
- Słucham panów – wykrztusiła z siebie brunetka, ledwie powstrzymując okrzyk radości.
- No bo my chcieliśmy z wami tę pracę… - zaczął starszy z nich, Vic. – To znaczy…  Bo zasadniczo to niby moglibyśmy to zrobić razem, bo braćmi jesteśmy, nie, ale jednak prędzej byśmy się zabili niż cokolwiek napisali, a już na pewno wygłosili.  Toteż ja chciałbym dobrać się z Katie, nawet już pomysł mam i w ogóle…
- Spoko, dla mnie bomba – powiedziała uśmiechnięta Katie, zanim Angela zdążyła wypalić coś głupiego.  – Może spotkamy się dzisiaj po zajęciach w bibliotece, co?
- Okej – odparł uśmiechnięty Victor.  – Angie, nie przesiadłabyś się na razie do mojego brata?  Wiesz, chciałbym objaśnić Kat mój pomysł.
Brunetka tylko pokiwała głową, powoli wstała z miejsca i trochę jak zombie podążyła z drugim z braci na koniec sali.
-  Hej, Angie – odezwał się Mike, kiedy już zajęli miejsca.  Dziewczyna w pierwszej chwili nie zareagowała, ale zaraz potem otrząsnęła się z zamyślenia.  – Chciałem się zapytać, czy Katie ma chłopaka.
- Ch-chłopaka? – powtórzyła i posmutniała, ale nie dała po sobie tego poznać.  – A czemu pytasz?
- Bo wiesz, mój chory na umyśle brat chyba się w niej zabujał.
Angela odetchnęła z ulgą i roześmiała się.
- No jasne, że nie ma.  I powiem ci w sekrecie, że ona w nim też.
- No i fajnie, przynajmniej nie musimy ich swatać, historyk zrobił to za nas – oboje zaczęli się śmiać.
- Wiesz, Mike, nie to, żebym jakoś wnikała w życie twojego brata, ale cholernie mnie ciekawi, dlaczego jest od ciebie starszy, a chodzi do naszej klasy.
- Tak coś czułem, że o to zapytasz.  Po prostu Vic miał pewne problemy, które nie pozwoliły mu ukończyć klasy.  Podejrzewam, że kiedy znajomość jego i Kate wejdzie na wyższy poziom dowiesz się szczegółów od niej.  Nie chodzi o to, żebym nie chciał ci tego powiedzieć, ale to dosyć bolesne.
- Okej, spoko, nie będę drążyła – Angie uśmiechnęła się.  – Pogadajmy o czymś innym.
- Racja – Mike odwzajemnił uśmiech.  – Dobra, dlaczego wybrałaś akurat Czarnobyl?  Przecież jest jeszcze Fukushima, Three Mile Island, Goiania…
- Cholera, uwielbiam wypadek w Goianii, ale mam znajomego z internetu, Ukraińca, i najzwyczajniej w świecie mogę go poprosić o pomoc.  Stary, on był na wycieczce w Prypeci!
- A to nie jest tak, że tam jest promieniowanie i w ogóle?
- No właśnie nie.  Teraz podobno już jest tak niskie, że bez problemu można się tam wybrać, oczywiście z odpowiednim przewodnikiem.  I przez to teraz mam problem.
- Jaki?
- Nie wiem na co zbierać.  West Chester czy Prypeć.  A oprócz tego jest jeszcze kilka miejsc, które chciałabym zwiedzić, no i jeszcze zbieram na tatuaż i kilka kolczyków, także – brunetka ciężko westchnęła.  – Przynajmniej na lekcje śpiewu i darcia ryja nie muszę zbierać, bo zdaje się, że twój brat umie screamować, nie?
Młodszy Fuentes zaśmiał się.
- Jak go ładnie poprosisz to może się zgodzi na parę lekcji.  Zwłaszcza jak mu dasz parę korepetycji z angielskiego i tego idiotycznego niemieckiego.
- Ten język nie jest idiotyczny! – wykrzyknęła Angie, udając oburzenie.  – Ale swoją drogą, ciekawi mnie dlaczego nie wybrali francuskiego czy hiszpańskiego jak w większości szkół.
- Nasza jest wyjątkowa.
- Raczej wyjątkowo porąbana.
~*~
- Hej, mamo! – wrzasnęła Angie ze swojego pokoju.
- Jak czegoś chcesz to chodź do salonu!
- Ale mamo, jest sobota!
- Nic mnie to nie obchodzi, dzień jak każdy inny!
Zrezygnowana dziewczyna odstawiła laptopa na podłogę i zwlekła się z łóżka.  Po dłuższej chwili dotarła do salonu i opadła na kanapę obok swojej matki.
- Co chciałaś, córeczko? – spytała pani Halliwell, patrząc z uśmiechem na córkę.
- Chciałam ci powiedzieć, że jak przyjdzie Mike, to żebyś otworzyła mu drzwi i zaprowadziła do mojego pokoju.  A poza tym, skończyło mi się mleko i chciałam, żebyś mi przyniosła drugi karton, a oprócz tego jeszcze kawałek szarlotki.
- Skoro już ruszyłaś tyłek możesz to zrobić sama, no nie?
- Jesteś wyrodną matką, wiesz?  - Angie spojrzała na matkę z udawaną urazą.
- Też cię kocham – odparła kobieta, wykrzywiając usta w dziwnym uśmiechu.  W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Otwarte! – krzyknęła Angela, a po chwili w pomieszczeniu pojawił się Mike Fuentes.
- Dobry! – powiedział wesoło i stanął obok kanapy.
- Mamo to jest bla bla bla i teraz idziemy pisać pracę – mruknęła brunetka i przeciągnęła się.  – Jak tylko ktoś mnie podniesie.
- Dziecko, nie próbuj nawet stać się jej chłopakiem, bo zanudzisz się na śmierć – zaśmiała się pani Halliwell, a chłopak jej zawtórował.  Angie popatrzyła na nich morderczym wzrokiem.  – Dobra, laska, ruszaj się, bo biedakowi czas marnujesz.
- Wybacz mojej matce, Caroline ma dziwne poczucie humoru – powiedziała przepraszająco Angie, kiedy już znaleźli się w jej pokoju.
- Nie ma sprawy, nic się nie stało – uśmiechnął się Mike i zaczął grzebać w plecaku.  Po chwili wyciągnął z niego gruby zeszyt.
- Co ty, książkę piszesz? – spytała ze śmiechem brunetka, siadając przy biurku, uprzednio postawiwszy na nim komputer.
- Nie, to tylko taki dziennik, coś w tym stylu.  Zapisuję tu wszystko co jest warte uwagi, czasami piosenkę napiszę albo wiersz…
- Wiersze piszesz? – mimo włączonego Facebooka dziewczyna odwróciła się do Mike’a.
- Czasem coś mi do głowy wpadnie to wezmę i zapiszę.  Z reguły to takie głupoty, ale mam też kilka o poważnej tematyce.  Zresztą, nieważne.  To co, zaczynamy?
- Właśnie napisałam do Andrieja, czekam aż odpisze.  Wcześniej go trochę wprowadziłam w temat, może ma coś ciekawego.
 
~*~
Okej, to by było na tyle, mam nadzieję, że się podobało :D Czekam na wszelakie komentarze i pozdrawiam z pochmurnej Angliji :D
(Aneks: nie wiem co się dzieje znowu z bloggerem, ale nie mogę powiększyć tej jebanej czcionki ;/)


piątek, 23 stycznia 2015

Ogloszenie

Dobra, dzieci, ja wiem, ze mnie nie ma znow od dluzszego czasu, ale cierpie na zajebisty brak weny i kompletna niemoc tworcza. Nie jestem w stanie nic z siebie wypocic, a na sile nie bede nic pisala, bo wyjdzie chujowo, a nie o to przeciez chodzi.

Coming, kochanie, co do twojego zamowienia to nie wiem kiedy sie pojawi druga czesc, bo nie mam pomyslu jak dalej pisac, chociaz wiem, co. Jak tylko cos wpadnie od razu cie poinformuje.

Guren, zwracam sie do ciebie z pytaniem, kiedy w koncu dostane swojego shota. Prywatnie ciagle cos mi krecisz, a publicznie to juz nie przelewki :P Jesli mi sie spodoba to kto wie, moze sie podziele tym z czytelnikami :D

Powiem teraz, ze pracuje nad zwyklym hetero shotem, bo chyba musze odpoczac od pisania shonen ai.  Nie obrazcie sie, ale droga eliminacji glownym loverem opowiadania bedzie jeden z czlonkow One Direction.
Prosze sie na mnie nie rzucac, o nich jest najlatwiej napisac, poza tym, mam kilka pomyslow na to, dlatego moj wybor jest taki, a nie inny.

Postaram sie wrzucic cos specjalnego na walentynki, nie wiem jeszcze co to bedzie, ale gwarantuje, ze bedzie przynajmniej jeden shoaiowy pairing, zeby was nie zawiesc.

Spytam jeszcze o pomysly na pairingi, jakies takie nietypowe, bo ilez mozna pisac Frerardy albo Kelliki? (nie to, zebym nie lubila, ale zawsze przyda sie powiew swiezosci, nie?).  Jak ktos, kto to czyta, znajdzie cos nietypowego, nawet o osobach mi nieznanych, walic jak w dym, moze mi sie wrescie czaszka odblokuje.

Dobra, to chyba wszystkie ogloszenia parafialne, zatem do zobaczenia niebawem :D