sobota, 8 listopada 2014

Gotzeus - Alles aus liebe cz. 2

 
Zatem dodaję kolejną część notki powrotnej :D
Specjalnie wstałam o 9 rano, żeby napisać tych kilka stron (dokładnie niecałe trzy), żeby obietnicy dotrzymać :)
Jestem średnio zadowolona z tej części, chciałam, żeby to było trochę inaczej, ale ocena należy do was :D
Nie przedłużając, zapraszam do czytania :)
 
~*~
Stali sobie spokojnie z boku chodnika i namiętnie się całowali.  Mina Matthiasa była bezcenna.  Najpierw szeroko otworzył usta ze zdumienia, potem się zasmucił, żeby wreszcie przybrać potwornie gniewny wyraz twarzy.  Zanim zdążyliśmy go powstrzymać, rzucił się w kierunku papużek nierozłączek, rozdzielił ich i z całej siły uderzył faceta prawym sierpowym.  Sandra zaczęła wrzeszczeć, a my szybko podbiegliśmy i odciągnęliśmy Gintera na bezpieczną odległość.  Dopiero po dłuższej chwili się uspokoił, a wtedy blondyna momentalnie zaczęła się tłumaczyć.  Chłopak nagle jakby oklapł, cała dotychczasowa energia z niego uszła, odwrócił się na pięcie i powoli zaczął iść przed siebie.  Popatrzyliśmy tylko z chłopakami na dziewczynę jak na, nie przymierzając, dziwkę spod latarni, i ruszyliśmy za Matthiasem.

- Stary, tyle razy ci mówiliśmy, żebyś rzucił ją w cholerę, bo cię w chuja robi, a ty nas nie słuchałeś – po powrocie do domu Mario, Draxler zaczął swoją standardową przemowę. – A teraz widzisz, przyłapałeś ją na gorącym uczynku i teraz będziesz nam tu rozpaczał.
- Zamknij się – mruknął brunet i pociągnął solidny łyk piwa.
- Nie załamuj się Matti, jak nie ta, to inna – próbowałem jakoś go pocieszyć, ale tym tekstem jeszcze bardziej go zasmuciłem.
- Ona była jedyna w swoim rodzaju.  Drugiej takiej w życiu nie znajdę.
- I się ciesz – odezwał się Christoph. – Gdybyś miał znowu trafić na taką szmatę to przecież byś się zapłakał.  No powiedz mi, po co ci druga taka puszczalska?
- Przestalibyście już, naprawdę – wtrącił się Mario. – Chłopak ledwo żyje, a wy mu jeszcze gwóźdź do trumny wbijacie. Postawcie się tak na jego miejscu.  Wy chyba nie chcielibyście słuchać marnych słów pocieszenia, gdyby to was coś takiego spotkało.
Ginter tylko uśmiechnął się, jakby dziękując.
Zmiana tematu poszła nam średnio, zresztą i tak jakąś godzinę później wszyscy zasnęliśmy.
 
~*~

Dwa tygodnie później całą grupą wybraliśmy się na mecz Dortmundu z SC Paderborn.  Mimo potwornego sezonu naszych liczyliśmy na to, że tym razem im się uda wygrać.  W końcu jakim przeciwnikiem jest Paderborn?  Okej, może nasi nie popisali się w spotkaniu z Hamburgiem, ale już nie przesadzajmy.
Oczywiście, jak wszyscy się spodziewali, wreszcie została przerwana zła passa żółto-czarnych.  Wygraliśmy dwa do zera.  Zasadniczo gówno nam to dało, bo podskoczyliśmy zaledwie o jedno miejsce w górę, w związku z czym nadal Dortmund jest w ciemnej dupie.  Ale przynajmniej Matthias wyleczył złamane serce i w sumie szybko się pocieszył, bo na meczu poznał całkiem miłą dziewczynę.  Przez to ze stadionu wyszliśmy w piątkę.
- Chłopaki, nie wiem jak wy, ale ja się cieszę, że Ginter trafił na taką fajną laskę – powiedział Mario, kiedy zaszyliśmy się u mnie w domu.
- Też się cieszę – przytaknął Christoph. – Wreszcie będzie się zachowywał normalnie, a nie jakby mu matkę zabili.  Już powoli zaczynałem mieć dosyć tych jego ciągłych rozpaczliwych tekstów i tych łez w oczach na widok Sandry.
- Ale ona to naprawdę niezła szmata – odezwał się Ciro. – Najpierw go zdradza z każdym, a potem w łachę przychodzi i przeprasza, że to nie tak jak myśli, że źle ich zrozumiał i że ona chce znów z nim być.
- Mam nadzieję, że tym razem taka sytuacja się nie powtórzy.  Nie chciałbym, żeby mu coś odwaliło, bo koleś ma słabą psychikę – powiedziałem.
W tym momencie na cały regulator rozbrzmiał refren „Sonne” Rammsteinu – znak, że dzwoni pani Draxler.  W ten sposób zostało nas czterech.
- Nie chcę nic mówić, ale towarzystwo nam się wykrusza – zauważyłem.
- W istocie.  Wybaczcie, panowie, ale i na mnie już pora – odezwał się wpatrzony w telefon Kramer.  – Wiem, że jest dopiero ósma, ale ojciec mnie wzywa, nie wiem po jaką cholerę, skoro jutro i tak jest niedziela.
Trzech.  A godzinę później tylko dwóch.
- Dziwię się, Mario, że i ciebie nie poniosło – skrzywiłem się.
- Nie poniosło, bo dzisiaj rodziców odwiedziła ciotka, której nienawidzę.  Moi bracia też gdzieś znikli i pewnie wrócą dopiero jutro rano.  Nie wiem co zrobię ze sobą tej nocy, bo do domu na pewno nie wrócę.
- Jak chcesz to możesz zostać u mnie – uśmiechnąłem się. – Moi starzy poszli na urodziny do koleżanki mojej matki, a dziewczyny nie będą miały nic przeciwko, przecież one cię kochają.
- A kto mnie nie kocha? – zaśmiał się brunet.  No właśnie, kto cię nie kocha?
- Kogo kocha?  Nasz ulubiony braciszek ma kogoś na oku? – do mojego pokoju nagle weszły moje siostry.
- Nie ma.  Wypad z baru – mruknąłem, niezadowolony.
- Oj no weź przestań.  Co, już nie można sobie posiedzieć w gronie najbliższych? – powiedziała z przekąsem Dorina.
- Dobra, siadajcie – poddałem się.  – Ale nie zacznijcie mi tu zaraz gadać o jakichś głupotach, bo na kopach stąd wyrzucę.
- Uspokój się, Marco, przecież nie będziemy wam przeszkadzać.  Nie przeszkadzajcie sobie w miłosnej schadzce – zaśmiała się Heidi.  Myślałem, że ją zabiję, ale w ostatniej chwili powtrzymał mnie Götze.
- Stary, spokojnie, to tylko dwie laski, co się przejmujesz?
- Bo mnie denerwują – miałem wielką nadzieję, że nie zrobiłem się czerwony na twarzy, bo cholerna Heidchen była trochę blisko ze swoimi słowami.
No cóż, nie wiem co mi się stało, ale przez te trzy tygodnie zacząłem jakby widzieć w Mario kogoś więcej, niż tylko dobrego przyjaciela.  Praktycznie od tego przeklętego Halloween nie mogłem przestać o nim myśleć.  Chociaż i tak pewnie źle się wyraziłem.  Po prostu jakoś tak sobie uświadomiłem, że chyba jednak ta cała moja niechęć do niego była raczej próbą wyparcia z umysłu tego, że ja coś do niego czuję.  Ale przecież nikomu o tym nie powiem, bo jeszcze by mnie wyśmiali i narobili wstydu.  Chłopaki zaczęliby robić sobie ze mnie żarty, a siostry na siłę próbowałyby mnie wyswatać.  Trochę ciężko mi tak samemu się z tym zmagać, ale na razie nie mam wyjścia.
- No popatrzcie tak na siebie – odezwała się Dori. – Pasowalibyście do siebie.
Postarałem się zrobić dobrą minę do złej gry i uśmiechnąłem się.  Objąłem Mario i zrobiłem dzióbek.
- Tak bardzo uroczo, no nie? – spytałem z lekkim przekąsem w głosie.  Wszyscy zaczęli się śmiać.
- Chłopaki pewnie jakby nas teraz zobaczyli to padliby trupem na miejscu – powiedział Mario.
- I byłoby tak jak w komediach romantycznych.  Nienawiść zmieniła się w miłość – rozmarzyła się Heidi.
- Nie przesadzaj, siostra, aż tak się nie zamierzamy rozpędzać.  Jesteśmy tylko kumplami – mówiąc to,  miałem ochotę wrzeszczeć, że to nieprawda, ale w ostatniej chwili się powstrzymałem.  – I tak niech pozostanie.
- Założę się, że jakbyście byli sławnymi piłkarzami, to powstałby paring.  Tylko ciekawe jakby się nazywał? - zastanowiła się Dorina.
Götze przez chwilę wyglądał, jakby o tym myślał, aż wreszcie oznajmił:
- Gotzeus.
- Jak ty to połączyłeś? – spytałem.
- Normalnie.  Nazwiska.  Czytam od czasu do czasu różne fanfiki i tak jakoś mi to wpadło do głowy.  No wiesz, jak te wszystkie Frerardy i Jalexy.
- Widzę, że kolega w temacie – ucieszyła się Heidi.  – Wiesz, ja tak sobie od czasu do czasu machnę jakieś opowiadanko, to tak sobie pomyślałam…
- Żebym ocenił?
- Dokładnie.  Tylko się nie popłacz, jak będziesz czytał „Heirate mich”.
- Po tytule wnioskuję, że sparowałaś członków Rammsteinu.  Chyba zaczynam się bać – zaśmiał się brunet.
- Wzięłam dwóch najprzystojniejszych, odmłodziłam trochę i jakoś poleciało.  Pani starsza siostra stwierdziła, że to nawet niezłe jest pod względem fabularnym, bo na kanonie się nie zna.
- Stawiam na Lindemanna i Schneidera, mam rację?
- No.  Podejrzewam, że nawet gdyby to było napisane jak romanse Danielle Steel, to i tak by mnie zjechali od góry do dołu, bo jak można pisać fanfiki o Rammsteinie?! – teatralnie wykrzyknęła Heidchen.
- Czytałem raz takie jedno polskie.  Słyszałem, że było takie złe, że ktoś przetłumaczył je na niemiecki i udostępnił w necie, żeby inni cierpieli katusze czytając to coś.  Wystarczyła mi mniej więcej strona w wordzie, żeby zacząć się nieźle wkurwiać.  Jak przeczytałem to do końca to aż mnie bracia browarem cucili, bo mnie zmogło.  Podeślę ci link, to się przekonasz.
- Spoko.  Ej, panowie, nie obrazicie się, jak o was napiszę opowiadanie?
Chciałem jej ten pomysł dość brutalnie wybić z głowy, ale nawet nie zdążyłem ręki podnieść, kiedy Mario się zgodził.  Heidi spojrzała na mnie.  Zrezygnowany kiwnąłem głową.  Przecież to nie może być takie straszne.
~* ~
Tydzień później gotowe dzieło wylądowało na moim biurku.  Nie podobał mi się cały ten pomysł, ale przeczytałem to z czystej ciekawości.  Zabawne, że moja siostra opisała praktycznie to, co zamierzałem zrobić za jakiś czas.  Telepatia, czy co?
- I jak?  Podobało się? – usłyszałem za sobą jej głos.  Odwróciłem się wraz z krzesłem.
- Nawet fajne, masz talent.  Powinnaś to wrzucić na jakiegoś bloga.
- Wiem, że fajne, bo życie pisze najlepsze scenariusze – nie rozumiałem o co jej chodzi. – Marco, przecież my obie z Dori wiemy, że się kochasz w Mario.
Otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia, ale zaraz przypomniałem sobie, że mam to negować.
- Pogrzało cię?  Przecież on jest tylko i wyłącznie moim kumplem.
- Tak, jasne.  A ja jestem królewna Śnieżka – zakpiła dziewczyna. – Słuchaj, bracie, przed nami nie musisz się ukrywać.  Jesteśmy rodziną w końcu, nie?
- Podobno z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach – powiedziałem z przekąsem.
- Oj weź przestań.  Domyśliłyśmy się tego dopiero wczoraj.  Znamy cię na wylot i potrafimy odczytać każdą twoją reakcję.  Tak ładnie grałeś, że normalnie czapki z głów!
- Zamknij się – mruknąłem i spuściłem głowę.
- Spokojnie, stary.  Jak chcesz to możemy ci jakoś pomóc, a jeśli nie to nie będziemy robiły niczego na siłę.  Powiedz tylko słowo.
- Sęk w tym, że ja nie chcę.  Boję się.  Wiesz, zrozumiem, jeśli da mi kosza i pozostaniemy dalej kumplami, ale jeśli nie będzie chciał się do mnie odzywać, to ja tego nie przeżyję.
- Mam pomysł.  Dam mu to opowiadanie do przeczytania i dołączę jakieś notatki na marginesie, może się domyśli o co chodzi, mimo, że to facet.
- Tak myślisz?
- Tak myślę.  Dobra, to dawaj mi ten zeszyt i zaraz się tym zajmę – Heidi skierowała się do drzwi.  Na odchodnym dodała jeszcze: - Pamiętaj, że masz nas i jakby coś się działo, zawsze ci pomożemy – uśmiechnęła się i wyszła.  W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.  Wiedziałem, że to Mario i miałem wielką ochotę zapaść się pod ziemię.  Każda minuta czekania napawała mnie coraz większym strachem.  Nigdy w życiu tak bardzo się nie bałem jak właśnie teraz.
Czara przelała się w momencie, kiedy w drzwiach mojego pokoju stanął Mario.
 
~* ~
Wiem, że może trochę krótko, ale nie miałam weny wcześniej, żeby coś napisać, a rano musiałam oprócz pisania jeszcze jeść, uczesać się, ubrać i zrobić parę innych rzeczy, a miałam półtorej godziny do wyjścia.  Zalety jeżdżenia autobusem do szkoły :P
Obstawiam, że będzie jeszcze tylko jedna część, ale nie mam pewności.  Zapowiadam, że po skończeniu tego opowiadania, wrzucę mojego shocika, którego zaczęłam pisać na rozruszanie weny i, jak widać, opłaciło się.  Wszelkie podobieństwa do tego Gotzeusa będą zupełnie przypadkowe :P
Piszę ten tekst w Translatorze Google z tłumaczeniem na niemiecki, więc wkleję i tamten tekst, tak dla jaj :P
Kocham was, dzieci <3
--------
Ich weiß, es vielleicht ein wenig zu kurz, aber ich hatte keine Inspiration früh, um etwas zu schreiben, und am Morgen hatte ich noch neben schriftlich zu essen, ihr Haar getan, dress up und ein paar andere Dinge, und ich hatte eine halbe Stunde zu gehen. Die Vorteile der im Bus zur Schule: P
Ich wette, dass es nur ein Teil davon zu sein, aber ich bin mir nicht sicher. Warnt, dass nach Abschluss dieser Geschichte, ich werfe meine shocika, die ich begonnen, auf Start Inspiration zu schreiben und, wie Sie sehen können, zahlte sie ab. Jegliche Ähnlichkeiten zu diesem Gotzeusa wird völlig zufällig sein: P
Ich schreibe diesen Text in der Google Übersetzer, Übersetzung ins Deutsche, so dass Text und Einfügen, so für Eier: P
Ich liebe dich, Kinder <3


(Aneks: ten mecz z Paderborn jeszcze się nie odbył, więc to wyłącznie fikcja, ta wygrana *chociaż mam nadzieję, że jednak tak się stanie*
Imiona sióstr Marco sa wymyślone przeze mnie, bo nie mogłam nigdzie znaleźć tych prawdziwych)


3 komentarze:

  1. Owwwww, wyrobiłaś się jednak! A ja w Ciebie wątpiłam! XD Ej, weź coś im pokomplikuj to życie i nie wiem, niech ten go nie kocha, bo za mało dramatyzmu na tym blogu jest ;-;
    *Tak, Guren rozpacza, bo ma mega doła ---> siadła w kącie i kiwajac sie na boki ssała kciuka*
    Chcę do mamy XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Nosz w takim momencie?!?! -.- tak. się. nie. kończy. Ale poza tym to całkiem ciekawie wyszło ^^ I daj następną część, bo tu umrę z ciekawości i tyle po mnie będzie co nic .-.

    OdpowiedzUsuń
  3. No cóż... Bardzo podobają mi się Twoje opowiadania. Są ciekawe. Generalnie cały wystrój bloga jest genialny!

    OdpowiedzUsuń