czwartek, 31 października 2013

Frerard - Halloween. 10 Years Later + bonus


SŁOWO WSTĘPU:
Happy Birthday Frank Iero! Nasz kochany Frankie kończy dziś 32 lata. Smućmy się, drogie panie, bo robi się dla nas coraz bardziej za stary ;)

~*~

Frerard - Halloween. 10 Years Later
31.10.93
Frank nie mógł oderwać od niego oczu. Przystojny wampir zajmował jego myśli przez całą imprezę. Wpatrywał się w niego jak urzeczony. Ale brakło mu odwagi, żeby podejść do chłopaka. Onieśmielał go, poza tym wyglądał na starszego od Franka. W dodatku jego własne przebranie, zombie, nie nastrajało go zbyt pozytywnie. Postanowił zaczekać  do końca, żeby, niby przypadkowo, wpaść na wampira w drzwiach. Oczywiście nic z tego nie wyszło.

31.10.03
Dziesięć lat. Dziesięć lat minęło od kiedy ujrzał go na halloweenowej imprezie organizowanej przez jego liceum. Każdego roku przychodził tam, ubrany w ten sam strój, co wtedy. Nadzieja go jednak powoli opuszczała.

- Frank, mógłbyś już przestać - powiedział Bob, jego przyjaciel. - To z każdym rokiem przestaje mieć sens.

- Wiem - westchnął brunet. Dokończył malowanie szwów na twarzy i wstał. - To już ostatni raz, obiecuję. Chodźmy już, nie chcę się spóźnić.
Obaj mężczyźni wyszli z domu i wsiedli do samochodu Boba, specjalnie przystrojonego z tej okazji.

Na miejsce dotarli chwilę przed rozpoczęciem imprezy. Frank rozejrzał się po sali. Zauważył mnóstwo znajomych osób, którym skinął głową na przywitanie. Jednak jego wampira nigdzie nie było. Mimo tego, że nie był zbyt radosny, uśmiechnął się i pociągnął jedną z koleżanek do tańca. Chociaż nie był w dobrym humorze, chciał się świetnie bawić, bo to w końcu miał być ostatni raz.

Po kilku godzinach impreza nieuchronnie zbliżyła się do końca. Kiedy DJ zapowiedział ostatnią piosenkę, w dodatku wolną, Frankowi napłynęły łzy do oczu. Brunet zrezygnowany stanął pod jedną ze ścian. Gdy zabrzmiały pierwsze dźwięki i pary zgromadzone na parkiecie zaczęły powoli kołysać się w rytm muzyki, chłopak nie mógł już ich powstrzymać. Opuścił głowę, żeby nikt tego nie zobaczył i wtedy usłyszał głos:

- Mogę prosić cię do tańca?
Uniósł lekko głowę i zobaczył przed sobą jego wampira. Był dokładnie taki sam jak przed laty. Jedyne co się w nim zmieniło to kolor włosów. Teraz były krwiście czerwone.
Frank miał ochotę wrzeszczeć ze szczęścia. Otarł delikatnie łzy rękawem i ujął nieznajomego za rękę, ciągnąc go na parkiet.

- Czekałem na te chwilę dziesięć lat - wyszeptał wampirowi do ucha.

- Muszę podziękować mojemu bratu, że mnie tu dziś przyprowadził. Jestem Gerard.

- Frank. Imię tak piękne jak jego właściciel - powiedział brunet, uśmiechając się.

Wtedy Gerard pochylił lekko głowę i dotknął wargami jego ust. Trwało to zaledwie kilka sekund, ale przekonało ich obu, że są dla siebie przeznaczeni.

- Jesteś najlepszym prezentem urodzinowym, jaki mogłem sobie wymarzyć.

- W takim razie wszystkiego najlepszego - czerwonowłosy przycisnął mocniej Franka do siebie.

W tym momencie czas dla nich stanął. Od tej chwili każdy dzień traktowali jak cudowne Halloween, które ich połączyło.

~*~

Bonus: Stone - In Too Deep

- Jeżeli nie będziesz próbować to za cholerę się nie nauczysz. Do wody! - rozkazał stanowczym głosem Steve. Jakim cudem on miał nauczyć pływać tego kretyna, skoro on się boi wody? Tracił już do niego powoli cierpliwość. Kiedy kolejny raz chłopak zaczął się topić, nie wytrzymał.

- Cone, do cholery, mam już tego serdecznie dość! - wrzasnął brunet. Kilka osób obecnych na basenie popatrzyło na niego jak na idiotę. - Wyłaź z tej wody i do szatni! Czekam na ciebie przy wyjściu.

Po piętnastu minutach Steve ujrzał rudzielca człapiącego w jego stronę.

- Przepraszam, stary, ale ja...

- Dobra, zamknij się. Wiem, że masz traumę z dzieciństwa, ale musisz przezwyciężyć lęk. Chcesz zostać na drugi rok? Musisz się nauczyć pływać, bo Henderson cię nie przepuści.

- Równie dobrze mógłbym spróbować go zabić. Szanse są identyczne - rudy pchnął drzwi i wyszedł na zewnątrz.
Była dopiero końcówka maja, a na dworze panował nieziemski wręcz upał. Na ulicy nie było zbyt wielu ludzi, wszyscy wychodzili tylko, gdy było to konieczne.

- Kurwa, Steve, ja już chyba wolę siedzieć na tym basenie - wyjęczał Cone, teatralnie się garbiąc.

- Proponuję iść do Derycka na piwo - obaj chłopcy szeroko się uśmiechnęli. Deryck był ich kumplem prowadzącym mały pub w centrum miasta. Często do niego wpadali, żeby się napić, bo mimo, że nie byli jeszcze pełnoletni, zawsze dostawali alkohol. Tym razem oczywiście też tak było.
Oprócz nich w knajpie był tylko jeden stały klient, dlatego blondyn nalał piwo również sobie i usiadł z chłopakami.

- I jak z tym pływaniem? - spytał. -  Są postępy?

- A skąd - mruknął Steve, biorąc łyk trunku. - Ja się dziwię, że on się nie boi wejść pod prysznic.
Cone uderzył go z całej siły w plecy.

- Daruj sobie - wymamrotał. - I nie pod prysznic, tylko do wanny.

- To jeszcze lepiej. Łatwiej się utopić.
Rudy popatrzył na Steve'a morderczym wzrokiem.

- Nie zapominaj, że jesteś ode mnie rok młodszy, więc mam niepisane prawo skopać ci dupę.

- Uspokójcie się - Deryck zdusił kłótnię w zarodku. - Może Cone po prostu boi się, kiedy dookoła są ludzie? Proponuję spróbować nad jeziorem. Z samego rana. Cisza, spokój, żadnych ludzi, którzy mogliby ewentualnie wyśmiać porażkę... - powiedział. - I wrzaski Steviego - dodał ciszej. Wszyscy się roześmieli, jednak brunet po chwili spoważniał.

- Ja nie wrzeszczę, tylko mówię głośno, do cholery. Whibley w sumie może mieć rację. Jutro sobota. Wstajemy o piątej i jedziemy nad jezioro.

- Proszę cię, nie rób mi tego! - Cone wbił paznokcie w ramię Steve'a. Chłopak zasyczał z bólu.

- Nie ma mowy. Jutro o piątej trzydzieści widzę cię przed twoją chatą. Jeśli cię nie będzie to zapukam do drzwi.

-  Dobra, nich ci będzie - mruknął rudzielec, zaciskając palce na szklance z piwem.

Następnego dnia Cone czekał na Steve'a tak jak się umówili, przed domem. Chłopak spóźniał się od piętnastu minut i rudy już powoli zaczynał się wściekać. W końcu na horyzoncie pojawił się charakterystyczny, intensywnie zielony rower bruneta. Zatrzymał się idealnie przed schodami.

- Zaraz to ja zapukam, ale w twoja pustą czaszkę! - wysyczał Cone powoli wsiadając na rower.

- Matka mnie dorwała jak wychodziłem - odparł lekko zdyszany Steve. - Ta kobieta cały czas myśli, że kiedy nie ma mnie w domu to jestem na dziwkach.

- Zajebistą masz matkę - rudzielec się uśmiechnął. - W końcu masz szesnaście lat, o czym innym masz myśleć, jeśli nie o seksie?

- Weź przestań, to już przekracza wszelkie granice - mruknął brunet. Dalej jechali w ciszy.

Gdy dotarli na miejsce, nieźle już dogrzewało, mimo, że dopiero dochodziła siódma. Chłopcy położyli na piasku rowery, zrzucili z siebie ciuchy, zostając w samych bokserkach i wskoczyli do wody. Była przyjemnie chłodna.

W tym miejscu, bez czujnych spojrzeń osób postronnych, Cone radził sobie świetnie. Czuł się jak delfin.
- Widzisz McCaslin - odezwał się Steve. - Nie taki diabeł straszny jak go malują.

- Deryck miał rację. Kiedy nikogo nie ma czuję się pewniej. To wszystko przez... - nie dokończył, bo nagle zniknął pod wodą. Brunet przez chwilę myślał, że chłopak stroi sobie z niego żarty, ale kiedy po dłuższym momencie nie wypłynął, przestraszył się. Zanurkował i za chwilę już wyciągał go na brzeg. Steve spanikował, ale zaraz przypomniał sobie zasady pierwszej pomocy. Szybko przycisnął swoje usta do ust chłopaka, żeby wykonać sztuczne oddychanie, kiedy ten niespodziewanie chwycił go za kark, przyciągnął jeszcze bliżej siebie i pocałował. Na początku oszołomiony brunet nie zareagował, jednak po chwili oderwał się od Cone'a i odskoczył jak oparzony.

- Ty cholerny palancie! - wrzasnął. Zrobiłeś to celowo!

- Uwierz mi, inaczej by się nie dało - powiedział rudy, wstając i stając przed chłopakiem.

- Czego by się nie dało?! Wykorzystać najlepszego przyjaciela?! - wykrzyczał Steve, pospiesznie się ubierając.

- Nie o to chodzi, posłuchaj...

- Nie mam zamiaru! I nie próbuj do mnie dzwonić - chłopak wsiadł na rower i szybko odjechał.

Przez kilka następnych dni Cone próbował się do niego dodzwonić. Oczywiście bezskutecznie. W szkole brunet również się nie pojawiał. W domu cały czas go "nie było". W końcu zrezygnowany rudzielec poszedł do "Crazy Train", żeby upić się do nieprzytomności.

- Coś ty taki niewyraźny, McCaslin? - spytał Deryck, przysiadając się.

- Wszystko się popieprzyło... - mruknął chłopak, opuszczając głowę.

- Jaśniej proszę.

- Steve od tygodnia nie chce ze mną rozmawiać.

- Czemu?

- Szkoda gadać. Poza tym, to trochę delikatna sprawa...

- Kiedy laska tak mówi, to chodzi o sprawę sercową. Z tego wnioskuję, że zakochałeś się w Steviem, tak?

- Jakbyś zgadł.

- Znam go już dość długo i wiem, że po takim wyznaniu raczej by tak nie zareagował.

- Tyle to i ja wiem. Tylko, że nie o to chodzi.

- A o co?

- O to, że... - rudzielec zawiesił głos. -...że go pocałowałem.
Deryck otworzył szeroko oczy ze zdumienia.

- Ale, że jak? - wymamrotał, oszołomiony.

- Normalnie. Wykorzystałem okazję, kiedy byliśmy sami nad jeziorem. Co prawda postąpiłem trochę po chuju, ale już nie wnikajmy w szczegóły. Chciałbym to jakoś wyjaśnić temu głupkowi, ale nigdzie nie mogę go złapać. To już mi powoli psychikę wykańcza.

- Trzeba było tak od razu! - wykrzyknął blondyn. - Najzwyczajniej w świecie zadzwonię do niego i poproszę, żeby przyszedł do knajpy. Ze mną nie jest skłócony.

- W sumie to logiczne...

- To leć na zaplecze i czekaj!

Po kilkunastu minutach nerwowego przebierania nogami w miejscu Cone usłyszał głos Steve'a. Jego serce zabiło szybciej. Cholernie się bał jego reakcji. Mimo, że miał prawie siedemnaście lat, czuł się w tej chwili jak mały chłopiec.

- Deryck, po jaką cholerę mnie tu... - brunet nie dokończył. Zobaczywszy rudzielca odwrócił się na pięcie i pociągnął za klamkę. Okazało się, że drzwi były od zewnątrz zamknięte na klucz. Zaczął więc opętańczo w nie walić.

- Whibley, skurwielu, otwórz te pieprzone drzwi! - wrzeszczał.
Cone powoli podszedł do niego, kładąc mu dłoń na ramieniu. Chłopak obrócił się ze złością w jego stronę.

- Nie dotykaj mnie! - wysyczał, strząsając rękę Cone'a.

- Steve, proszę cię, posłuchaj...

- Nie zamierzam. I dobrze ci radzę, odczep się ode mnie - chłopak wyminął rudzielca i skierował się w stronę tylnego wyjścia.

- Nie odczepię się, bo cię kocham, do cholery! - brunet nagle się zatrzymał.

- Kłamiesz.

- Mówię szczerą prawdę, przysięgam. Przecież wiesz, że nigdy bym cię nie okłamał.

- Nie wierzę ci.

- Stevie, proszę cię... - szepnął Cone, przytulając chłopaka mocno do siebie. - Kocham cię bardziej niż własną matkę, życie bym za ciebie oddał. Dałbym się nawet utopić, chociaż wiesz jak bardzo się boję wody. Teraz musisz mi uwierzyć.

Steve odsunął się od rudzielca. W jego oczach błyszczały łzy. Uśmiechnął się szeroko do chłopaka i rzucił mu się na szyję.

- Nie wiem nawet, jak w ogóle mogłem w to wątpić - powiedział przytłumionym głosem, wtulając się w Cone'a.

- To znaczy, że zgadzasz się na chodzenie?

- Oczywiście!

~*~

- I co? Zaliczyłeś?

- Na perfekcyjne pięć! - Steve mocno przytulił uradowanego rudzielca i go pocałował.

- Musimy to uczcić, panowie! - wykrzyknął Deryck. - Wreszcie czas na coś mocniejszego.
Chłopcy się roześmieli.

- Jesteśmy za! - powiedzieli równocześnie.
Cała trójka skierowała się do "Crazy Train". Steve i Cone idąc trzymali się za ręce.

~*~

No to mamy nową noteczkę :) Bonus jest trzykrotnie dłuższy niż Frerard, ale miałam większą wenę, no i w słuchawkach bonusowy Patronus, więc nie ma czemu się dziwić ;)
Kolejna część Frikeya pojawi się nie wiem kiedy, bo nie mogę za często pożyczać kompa, a mój w naprawie. Mam nadzieję, że szybko do mnie wróci ;)
Pozdrawiam państwa serdecznie i dziękuję kamciowi za reklamę na fejsbuku ;)

4 komentarze:

  1. Czemu mi nie mowiłaś, ze są nowe notki? D: A ja czekałam! Q_Q
    (Poleciłam Twojego bloga znajomej, nie wiem czy przeczyta, ale poleciłam! XD tarz jaka jestem dobra!)
    Czekam na następną częśc poprzedniej części i na moje obiecane opowiadanko : 33 <3

    OdpowiedzUsuń
  2. jeju jak ja lubię takie opowiadanka. <3
    Czekam na więcej. *-*

    OdpowiedzUsuń
  3. Rychlo w czas...ale nie wazne xd
    Frank Iero jest moze i stary ale wciaz jary ^^
    Fajny motyw z tym przychodzeniem co roku na impreze, by znalezc wampira (skojarzylo mi sie z jakims filmem :D )
    Dopiero trafilam na bloga, wiec potrzebuje troche czasu na ogarniecie xd
    Bonus tez swietny ^^
    xoxo.

    OdpowiedzUsuń
  4. 31.10.93 i 31.10.13 to 20 lat różnicy ⌒.⌒

    OdpowiedzUsuń